Gdy u pani Barbary pojawiły się pierwsze objawy zarażenia, myślała, że zatruła się w restauracji, w której jadła owoce morza. - Zaczęłam mieć objawy grypy, bolały mnie uszy i głowa, zaczęłam kaszleć. Mimo to do głowy mi nie przyszło, że to koronawirus. Po jakimś tygodniu leżenia w domu zaczęłam majaczyć, dzieci do mnie dzwoniły i były zaniepokojony że bardzo niewyraźnie mówię. Nie miałam na nic siły, chciałam tylko drzemać - wspomina.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Rośnie liczba ofiar i zakażonych. MZ podało nowe dane [RELACJA NA ŻYWO]
Wówczas karetkę do kobiety wezwały jej dzieci. Choć początkowo ratownicy nie chcieli jej zabrać, ostatecznie przychylili się do jej prośby i 20 marca zawieźli ją do szpitala zakaźnego w Tychach. Tam po badaniu zadecydowano, że musi w nim pozostać. - Byłam jednym z pierwszych pacjentów, więc pani doktor przyznała mi, że nie mają jeszcze doświadczenia w tej dziedzinie, ale postarają się zastosować nowatorską terapię, która dała już pozytywne wyniki na świecie. Wtedy już się uspokoiłam, od pierwszej chwili widząc wielki profesjonalizm u całego personelu – mówi nam.
Następnie kontynuowała, zdradzając szczegóły tejże terapii: - Na początku byłam odwodniona, więc dostałam kroplówkę i coś na gorączkę. Następnie dostawałam różne leki, po których lekarze błyskawicznie uciekali. Okazało się, że przez 2 dni hodowali oni wirusa, aby sprawdzić, czy nie jest połączony z innymi bakteriami, aby dowiedzieć się, jaki dodać antybiotyk do terapii. Musiał być on dobrze wybrany, gdyż w takim przypadku inny później już by nie działał. Potem po paru dniach zostałam przeniesiona na oddział kardiologiczny, który zamieniono na oddział zakaźny. Tam doszłam do zdrowia.
Po przeszło 3 tygodniach w szpitalu pani Barbara opuściła go w piątek, 10 kwietnia. W trakcie pobytu, 28 marca, obchodziła tam swoje 80. urodziny. Jak przyznaje, czuje się lepiej każdego dnia, ale zgodnie z zaleceniami odbywa teraz kwarantannę. - Muszę powiedzieć, że trafiłam na świetnych lekarzy, pielęgniarki czy też salowe, które niestrudzenie dezynfekowały wszystko. To jest armia wspaniałych ludzi! Dr Beacie Puzanowskiej i jej zespołowi jestem bardzo wdzięczna za uratowanie życia! - dodaje.