Aleksander nie po raz pierwszy trafił do tego typu ośrodka. - Dwa lata temu sąd zadecydował, że muszę syna oddać do placówki wychowawczej. Nie dawałam sobie z nim rady. Był agresywny, uciekał z domu, a młodsze rodzeństwo się go bało - opowiada w "Uwadze! TVN" pani Agnieszka Dolata, matka Olka. Zachowanie chłopca mogło wynikać m.in. z problemów rodzinnych. U dziecka zdiagnozowano wcześniej również ADHD. Olek musiał brać środki psychotropowe. Kiedy trafił do placówki w Łańcucie, wykonano mu test na obecność wirusa SARS-CoV-2 w organizmie. Mimo że wynik był ujemny, nastolatek trafił na tygodniową kwarantannę. Takie były procedury. Okres ten przeczekać miał w pokoju z 15-latkiem, którego dowieziono do ośrodka w tym samym dniu. Niestety, nie doczekał. Po czterech dobach współlokator zawiadomił wychowawcę, że Aleksander zmarł. - Zadzwonił do mnie wychowawca Olka i powiedział, że ma przykrą wiadomość, syn nie żyje - wspomina matka Olka.
Choć 15-latek przez długi czas przekonywał, że nie ma z tragedią nic wspólnego, po dwóch tygodniach w końcu przyznał się do winy. - Wstępne ustalenia pozwalają stwierdzić, iż do zgonu Aleksandra M. doszło przez uduszenie. Szersze wyjaśnienia będą możliwe po przeprowadzeniu badań toksykologicznych oraz histopatologicznych - przekazał Paweł Król z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Jak podaje "UWAGA! TVN", pochodzący z Myszkowa chłopak ma na koncie wymuszenie pieniędzy, dewastację placu zabaw i rysowanie swastyk w miejscach publicznych. Ośrodek w Łańcucie był dla niego już kolejną placówką wychowawczą. Zabójstwa miał dopuścić się wieczorem, po czym kilka kolejnych godzin mógł spędzić z ciałem kolegi w zamkniętym pomieszczeniu bez kamer. - Chłopak, który go dusił, moim zdaniem zrobił to z premedytacją. Przyduszał go łokciami, później prześcieradłem, wkładając mu kulki z papieru do nosa i ust, to nie jest normalne zachowanie - komentuje przed kamerą brat uduszonego Olka.
Tej nocy wychowawca miał doglądać chłopców jedynie przez szybę w drzwiach. Dozór musiał być ograniczony przez pandemię. - Od momentu rozpoczęcia ciszy nocnej, wychowawca był w izolatce kilkukrotnie. Ciężko mi powiedzieć, ile dokładnie. Nie ma przepisów, które regulują, jak należy sformułować procedurę postępowania w grupie kwarantannowej. W piśmie nadesłanym przez ministerstwo jest zaznaczone tylko, że wychowanek ma być przez siedem dni izolowany - mówi dla "UWAGI! TVN" Robert Tendaj, dyrektor Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Łańcucie. Bliscy Olka nie mają jednak wątpliwości, kto zawinił. - Moim zdaniem winny jest ośrodek, który ich nie dopilnował. Nikt nie słyszał, że jeden chłopak dusi drugiego na łóżku. On musiał dawać znaki, że coś się dzieje. Mimo tego, żaden wychowawca nawet do nich nie zajrzał - twierdzi brat uduszonego 14-latka. - Obwiniam ośrodek, że nie dopilnowali wychowanków. Zadośćuczynienia nie chcę, bo to syna mi nie zwróci. Chcę tylko sprawiedliwości - tłumaczy w reportażu matka 14-letniego Aleksandra.
Jeżeli sąd podejmie decyzję, że 15-letni oskarżony może odpowiadać za swój czyn jak dorosły, grozi mu do 25 lat więzienia.