„Super Express”: – Smutna będzie tegoroczna Barbórka. Bez akademii, parady w galowych mundurach, wręczania medali i z przeświadczeniem, że koniec górnictwa węgla kamiennego jest już wyznaczony.
Jerzy Markowski: – Świętowanie będzie inne, ale to nie z uwagi na stan, w którym znajduje się górnictwo węgla kamiennego, a przede wszystkim Polska Grupa Górnicza, ale zew względu na obowiązujące rygory pandemiczne. To wcale nie znaczy, że będzie to „gorsza” Barbórka. Może będzie więcej szczerości, mniej tej całej pompatyczności. Nie będzie karczm piwnych, tak mocno wpisanych w tradycję barbórkową. To nie będzie huśtania się w lewo i w prawo, klepania się po plecach, obietnic, że będzie OK. To może dobrze, że tego wszystkiego w tym roku nie będzie. Wrócimy do tradycji barbórkowej: więcej refleksji, mnie tzw. eventu. Czy to jest koniec górnictwa węglowego w Polsce? Absolutnie nie!
– Data zamknięcia ostatniej kopalni jest wyznaczona: 2049 r. To jak to nazwać, jak nie „końcem górnictwa”?
– Węgiel kamienny będzie Polsce potrzebny przez co najmniej trzydzieści, czterdzieści lat. I jeżeli to nie będzie węgiel z państwowych kopalń, to będzie on pochodził prywatnych kopalń, bo jest zainteresowanie prywatnego kapitału w górniczy biznes. Jest tylko sprawą polskiej gospodarki i jej decydentów, czy ten węgiel będzie polski czy z importu. A tak na marginesie: górnictwo to nie tylko węgiel, to także miedź, ropa naftowa, gaz ziemny, kruszywa, to sól. Wszystko to razem tworzy największe w Europie górnictwo.
– Jasne. Tylko, że w tych górnictwach, które Pan wymienił mają się znacznie lepiej niż w czarnym górnictwie. Poza tym tak się jakoś utarło, z krzywdą dla innych, że jak Barbórka, to górnik, a jak górnik, to ze Śląska, a jak ze Śląska to z kopalń węgla kamiennego. A to im, a nie miedziowym, wyznaczono datę końca istnienia.
– Mają się lepiej, bo nie mają tak bardzo wyeksponowanej roli politycznej. Węgiel od dawna szedł w parze z polityką. Albo odwrotnie. Dziesiątki tysięcy zatrudnionych, nawet teraz. Dziesiątki tysięcy pracujących w otoczeniu kopalń węgla kamiennego. To spora grupa potencjalnych wyborców. Górnictwo węglowe zawsze było oczkiem w głowie każdej władzy. Na początku dlatego, że węgiel, to był jedyny polski pieniądz akceptowany za granicą, mówię o okresie PRL. A teraz dlatego, że jest miejscem potencjalnych konfliktów społecznych i politycznych, których żadna władza nie chce.
– A nie czują się górnicy oszukani przez polityków. Ze wszystkich opcji politycznych obiecywali, że żadna kopalnia nie zostanie zamknięta, węgla jest na 200 lat i jest i będzie on podstawą bezpieczeństwa energetycznego Polski…
– Czy oszukani? Nie wiem. Powiem tak: żaden z polityków nie zdążył zrobić tego, co opowiadał górnikom, że zrobi. I to jest powód do smutnej refleksji. Na szczęście politycy mają coraz mniej do powiedzenia w sprawach górnictwa, bo najwięcej w tej materii zależy od rynku. Jest rynek na węgiel i będzie zapotrzebowanie, jak powiedziałem, przez najbliższe czterdzieści lat. Pytanie brzmi: kto na tym zarobi? Państwo nie chce, to wychodzi na to, że zarobią prywatni inwestorzy.
– Pan mówi, że politycy nie mają wpływu na górnictwo węglowe. Odnieść można wrażenie, że rynek rynkiem, a to z Brukseli płyną wytyczne w kwestii końca górnictwa. 15 grudnia miał być zaakceptowany przez UE program transformacji polskiego górnictwa, czyli zamykania kopalń, aż do ostatniej w 1949 r.
– Stamtąd idą wytyczne dotyczące emisji dwutlenku węgla. Uwzięto się na kopalnie, które nie emitują tego gazu. Emisje to skutek prymitywnego spalania węgla, a nie jego wydobywania. W Polsce w 50 proc. pochodzą z gospodarstw domowych, gdzie pali się wszystkim tylko nie węglem. 30 proc. produkuje komunikacja napędzana nie węglem, ale paliwami ciekłymi. Reszta to przemysł, a w tej grupie udział energetyki węglowej wynosi 30 proc. Kopalnie mają minimalny udział w produkcji emisji, ale poczucie winy, jakie na nie nałożono, ma być 100-procentowe.
– Jak już mowa o ogólnym postrzeganiu. To w Polsce będą się dziwić, że PGG balansuje na krawędzi upadku, a w grudniu, oprócz pensji, wypłaci barbórkowe nagrody. Razem ok. 600 mln zł.
– To nie są pieniądze z budżetu państwa. To obciąży koszty wydobycia. Trzeba mieć pretensje do ustawodawcy, że nie miał dotychczas odwagi zmienić prawa, od dawna obowiązującego, na podstawie, którego górnicy otrzymują, nie tylko ci z kopalń węgla kamiennego, barbórki i czternastki w styczniu. Trudno więc dziwić się ludziom, ze biorą pieniądze, które zgodnie z prawem im się należą. Byłoby dziwne, gdyby każdy z górników miał iść do dyrektora kopalni i powiedzieć, że proszę mi nie dawać pieniędzy, które mi się należą. Dyrektor uznałby takiego za idiotę, a żona by go zabiła. Górnika, nie dyrektora.
– Te barbórki obciążają, sam Pan powiedział, koszty wydobycia. To jak mówić o konkurencyjności polskiego węgla?
– To policzmy wszystkie koszty obciążające wydobycie węgla, te 23 podatki nałożone na niego i najwyższy VAT w świecie. To są czynnik obciążające koszty wydobycia, a nie jednorazowa wypłata, której notabene górnicy sobie nie wymyślili, ale władza, by się im przypodobać. Przecież regulacja o nagrodzie barbórkowej powstała w stanie wojennym i o czternastej pensji również.
– Ale za te fiskalne obciążenia nie można winić Unii Europejskiej, ani ruchów ekologicznych…
– Nie, to jest efekt polityki prowadzonej przez wszystkie rządy po 1989 r. Uznano, że węgiel kamienny jako towar łatwo zbywalny może być źródłem dużych wpływów do budżetu państwa. Za VAT zapłaci odbiorca, ale to choćby o ten VAT polski węgiel jest droższy od zagranicznego, a to obniża, jakby nie patrzeć, jego konkurencyjność.
– Kiedyś górnik to był pan. Dziś górnicy nie chwalą się, że wykonują ten zawód, który, w mym i nie tylko odczuciu stracił w notowaniach.
– Górnicy chwalą się swoją pracą, ale między sobą. Nam nie zależy na tym, by nas chwalono i poklepywano, by śpiewano hymny pochwalne. Nam zależy tylko na tym, by nas górników i górnictwo sprawiedliwie oceniano, by nie obarczano nas winami, za coś, czego nigdy nie popełniliśmy. Chwiałoby się, by ludzie mający cokolwiek do powiedzenia w kwestiach polityki energetycznej wreszcie uznali, że przyczyną kłopotów polskiego górnictwa węgla kamiennego nie jest praca górników tylko sposób zarządzania górnictwem.
Polecany artykuł: