Tragedia rodzinna

W ogniu stracili wszystko. "Wyniosłem córkę na rękach do żony na balkon, sam wyskoczyłem przez okno"

Z dorobku ich życia zostały osmolone ściany, kilka zdjęć dziecka, plastikowa zjeżdżalnia. Wszystko doszczętnie spłonęło w nocy z 15 na 16 stycznia. Czteroosobowa rodzina cudem uniknęła śmierci w pożarze. - Uciekaliśmy, jak staliśmy. Na rękach wyniosłem córkę i wyprowadziłem żonę z teściem na balkon. Chciałem gasić, ale ogień i dym był wszędzie. Wyskoczyłem przez okno - wspomina tragiczną noc Dawid Olesińki.

Ogień pojawił się w bawialni dziecka. Po kilku minutach płonęło już całe piętro

To miała być spokojna noc. Pan Dawid położył się wcześniej, jego córka już spała, a żona przeglądała jeszcze rzeczy na piętrze w pokoju, który nazywali biurem. Było chwilę przed północą, gdy nagle kamera od elektrycznej niani się wyłączyła, to zwróciło uwagę pani Agnieszki. Gdy wyszła z pokoju zobaczyła ogień i iskry buchające z dziecięcego pokoju zabaw. Za ścianą w sypialni spała ich córka.

- Krzyknęła do mnie. Gdy wybiegłem z pokoju było już pełno dymu. Złapałem córkę, która spała w naszej sypialni, tak jak staliśmy w piżamach, ona z bosymi stópkami, niemal sztywna ze strachu. Wyprowadziłem żonę i córkę na balkon. Tam czekały na pomoc. Ja wróciłem, myślałem, że może uda mi się jeszcze coś ugasić, ale nie było na to szans. Dym i ogień były już wszędzie. Wyskoczyłem przez okno na dach garażu - wspomina ze łzami w oczach pan Dawid i dodaje: - To cud, że żyjemy. Wszystkie pokoje były zamknięte. Udusilibyśmy się, albo zatruli.

Dom, w którym mieszka pan Dawid wraz z żoną i teściem, mieści się przy ulicy Kilińskiego. Dobrze widać go też z drogi DK 94, która przecina Czeladź przez samo centrum. Jego tylne ściany znajdują się w pobliżu skarpy, z której schody prowadzą do głównej drogi i bezpośredni do ulicy Kilińskiego.

- Poszedłem na stację benzynową i zobaczyłem ogień. Wbiegłem na stację i powiedziałem, żeby dzwonili po straż pożarną bo się dom pali, a sam pobiegłem na miejsce. Na balkonie stała kobieta z córką i teściem. Na początku mówiłem, żeby rzuciła mi w ręce dziecko, ale sąsiedzi szybko przynieśli drabinę - mówi Kuba. To on pierwszy dostrzegł ogień i powiadomił służby.

Chwilę później przybiegli inni sąsiedzi z pomocą. Strażacy wozami zablokowali DK94 w stronę Siemianowic Śląskich. Karetka pogotowia i policjanci próbowali dojechać od strony ulicy Kilińskiego. Niestety, w połowie drogi musieli zawrócić. Dom, w którym szalał ogień mieści się na końcu ulicy, a ta jest jak mówią mieszkańcy w remoncie od blisko trzech lat. Jest to jedyna bezpośrednia droga dojazdowa do domów, które się tu mieszczą.

- Patrol musiał zawrócić i pojechać dookoła, podobnie zrobiła karetka - potwierdza relację sąsiadów sierż. szt. Marcin Szopa, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Będzinie.

Ogień strawił wszystko. Liczy się każda pomoc

W czwartek, 19 stycznia przy Kilińskiego zbierają się mieszkańcy, młodzież, dosłownie każdy, kto postanowił pomóc panu Dawidowi i jego teściowi w uprzątnięciu pogorzeliska. Z budynku co chwilę słychać: "Uwaga! Leci!".

W wyniku pożaru, żona pana Dawida wraz z córką trafiły do szpitala. - Na szczęście już wyszyły, ale córka jest w bardzo ciężkim stanie psychicznym. Ona ma niespełna cztery latka. Przeraziło ją to wszystko. Wszyscy będziemy potrzebować psychologa - mówi pan Dawid i słowa grzęzną mu w gardle.

Na podwórku leży osmolona plastikowa zjeżdżalnia, za bramą stoi kontener, do którego wolontariusze wrzucają resztki tego, co zostało z domu.

Poczekaj!- krzyczy pan Dawid i podnosi zdjęcia córki, które przetrwały pożar. - Nie wyrzucajcie przez chwilę, pozbieram tylko zdjęcia -mówi.

Jego teść patrzy na to, co zostało po domu, który budował własnymi rękami. Kładł kafelek po kafelku. - Wszystko zaczęło się od cholernego przedłużacza...z atestem i zabezpieczeniem... - z trudem wypowiada słowa.

Czteroosobowa rodzina straciła wszystko. Ulubione książki, zabawki, misie, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Każdy jednak może pomóc, by odbudować to, co strawił ogień. Na portalu zrzutka powstała zbiórka. Cel, to 100 tysięcy złotych. By rodzina mogła wyremontować piętro domu i osuszyć parter budynku, który został zalany podczas akcji gaśniczej. Pomóc mogą wszyscy, liczy się nawet najdrobniejsza wpłata.

LINK DO ZBIÓRKI ZNAJDZIECIE PONIŻEJ TEKSTU.

W ogniu stracili wszystko. "Wyniosłem córkę na rękach do żony na balkon, sam wyskoczyłem przez okno"
Sonda
Czy kiedykolwiek udzielałeś/aś komuś pomocy po pożarze?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki