Już jesienią zeszłego roku były problemy z kupnem węgla opałowego przez indywidualnych klientów. Import do Polski był niższy, bo rynek azjatycki wchłaniał wówczas każdą ilość węgla. Na krajowym rynku węglowym od kilkunastu lat było tak, że producenci namawiali klientów do kupowania paliwa latem. Ci czekali do jesieni. Często więc sprzedawcy węgla podgrzewali nieco atmosferę puszczając w eter pogłoski, że towar zdrożeje. Co się zresztą sprawdzało. Klienci ulegali tej presji i kupowali węgiel wcześniej i więcej niż potrzeba. Większa podaż wymuszała wprowadzenie limitowania wielkości sprzedaży. Wystarczyłoby, aby każde gospodarstwo domowe używające węgla opałowego kupiło go o 250 kg więcej, a już w skali Polski popyt byłby zwiększony o kilkaset tysięcy ton.
A skąd taki węgiel brać, skoro naszego górnictwo zapotrzebowanie na taki sortyment węgla, do kaflowego pieca, zaspakaja w 10, góra 15 procentach? Z importu. Embargo na rosyjski węgiel z pewnością potrząśnie rynkiem dla indywidualnych odbiorców. Nim go zastąpi się węglem od innych dostawców, co trudne nie będzie, minie trochę czasu i będzie drożej. O ile? To mało kto wie. Wszystko zależy od cen spotowych, kosztów frachtu i dalszej dystrybucji zaimportowanego paliwa po kraju.
Mocno w górę idzie w cenie tzw. ekogroszek. To granulowany i poddawany uszlachetnieniu, stąd przedrostek eko-, węgiel przeznaczony do kotłów zasypowych V klasy, jedynych dziś dopuszczonych do sprzedaży i w perspektywie kilku lat mających zastąpić tzw. kopciuchy. Teraz jednak, po perturbacjach wywołanych wojenną zawieruchą, wielu użytkowników tych kotłów pluje sobie w brodę. Gdy je kupowali, wchodzili w ogrzewanie węglowe, bo było najtańsze. Było. Ekogroszek na składach kupuje się za ok. 2,5 tys. zł za tonę. Rok temu ten najlepszej jakości kosztował maksimum 1,5 tys. zł na tonę, a najczęściej nieco ponad tysiąc złotych. Ale nie tylko eko-węgiel idzie...
W Polsce jest parę milionów zwykłych pieców kaflowych (w Śląskiem ok. 700 tys.). I w nich ekogroszkiem nie da się palić, a węgiel gruby – kostka i orzech – też zdrożał (w stosunku do cen ze wczesnej jesieni 2021 r.) o 100 proc. Ze średniej 900 zł na 1,8 tys. zł za tonę. Jest drogo, a chętnych (bo jaki mają wybór?) nie brakuje. Jest ich tylu, że Polska Grupa Górnicza wprowadziła limity zakupów, prawie jak w kartowej PRL. Zresztą, w ub. roku PGG też limitowała sprzedaż węgla dla indywidualnych odbiorców.
Prawda jest tak, u to trzeba sobie jasno powiedzieć, że będąc największym producentem węgla kamiennego w UE jesteśmy w znacznym stopniu uzależnieni od importu. Dlaczego? Bo go za mało wydobywamy w stosunku do istniejącego zapotrzebowania. Uzupełnia się je importem. W 2021 r. zmniejszył się, ale nadal jest znaczący. Najwięcej, bo ponad 8 mln ton, sprowadzono z Rosji (w 2020 r. - 9,44 mln t). Rosną ceny ekogroszku nie tylko dlatego, że wzrastają ceny na rynkach światowych, bo jest wojna na Ukrainie i ożywienie gospodarcze w Chinach. Weszły nowe, ostrzejsze normy jakości paliw stałych. Teraz ekogroszek ma mieć kaloryczność na poziomie 28MJ/kg. Jeszcze nie tak dawno mógł mieć 24-26 MJ/kg, a bywało, że sprzedawano tani z kalorycznością na niskim poziomie, 21 MJ/kg. Problem w tym, że nie dość, że w Polsce produkuje się mało węgla grubego (bo kombajn miele równo ścianę), to na dodatek surowiec do produkcji ekogroszku z części kopalń jest taki, że nie da się zrobić super ekogroszku.
Jerzy Markowski, b. minister gospodarki w rządach lewicy, spec od górnictwa węglowego, uważa, że nie da się luki po rosyjskim węglu zastąpić zwiększonym wydobyciem z polskich kopalń. – Dlatego, że żadna z polskich kopalń nie ma zdolności do zwiększenia wydobycia ponad tę wielkość, którą teraz wydobywa. Zresztą, gdyby miała, miały taką zdolność, to korzystalibyśmy z polskiego węgla a nie z importowanego – mówił w rozmowie z SE, tuż przed rosyjską inwazją na Ukrainę. Większym optymistą jest prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala, który z początkiem kwietnia stwierdził, że realne możliwości wzrostu wydobycia w PGG wynoszą 1 - 1,5 mln t rocznie. Tylko po pierwsze: PGG od lat zmniejsza wydobycie – tak wskutek przyczyn ekonomicznych, jak i politycznych (patrz: polityka klimatyczna UE). Po drugie: zakładając, że jest tak, jak prezes powiedział, to z dnia na dzień wyfedrować więcej nie da się, a nawet z miesiąca na miesiąc.
Reasumując: węgiel opałowy (komunalny) będzie nie tylko droższy, ale mniej dostępny. Może to skutkować pogłębieniem ubóstwa energetycznego. Państwo już teraz powinno zastanowić się, w jaki sposób w następnym sezonie grzewczym dystrybuować to, czym rynek będzie dysponował. Bo skoro już teraz jest wprowadzona na poły reglamentacja, to co będzie, gdy stary węgiel zejdzie ze składów?