Proces organizatorów i uczestników demonstracji narodowców, która odbyła się w listopadzie 2017 r. na pl. Sejmu Śląskiego w Katowicach, ruszył w piątek (18 marca) przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Podczas tamtego wydarzenia na szubienicach powieszone zostały zdjęcia sześciorga europosłów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce. Wydarzenia, które miały miejsce podczas manifestacji, Róża Thun określiła jako "niezwykle brutalne i dramatyczne". Prezentowane wówczas treści i słowa odbiera zaś jako "nawoływanie do przemocy" w stosunku do niej, a także "silne i agresywne wyrażenie nienawiści" ze względu na jej polityczną działalność.
Zaznaczyła też, że skutki tych wydarzeń do dziś odczuwa zarówno ona, jak i jej bliscy i współpracownicy. - W tym stresie funkcjonujemy już od kilku lat. Poza tym wylewa się na mnie hejt, z użyciem słów najcięższego kalibru, takich jak "zdrajca", "targowica" oraz oczywiście "nie-Polka". Permanentne usiłowanie pozbawienia mnie polskości jest czymś bardzo charakterystycznym, co bardzo się nasiliło, czymś, co wcześniej nie zdarzało się tak często, intensywnie i brutalnie - mówiła Thun.
Polecany artykuł:
Jak przyznała, wciąż towarzyszy jej "obciążające poczucie zagrożenia". - Uważam, że możemy się politycznie różnić, ale nie może to prowadzić do nawoływania do przemocy, a do normalnego dialogu, głosowań i wyborów. W tej sprawie jednak zwróciłam się do sądu, ponieważ nastąpił symboliczny akt przemocy - wyjaśniła europosłanka.
Wieszali zdjęcia europosłów na szubienicy. Zeznania oskarżonych
Zupełnie inaczej na sprawę patrzą uczestnicy manifestacji - dwóch z nich złożyło w piątek wyjaśnienia przed sądem. Jerzy J. powtórzył słowa swojego wcześniejszego oświadczenia, w którym przeprosił każdą osobę, która "poczuła się tym happeningiem urażona lub zagrożona". - Niech wie, że nie to było naszym celem. Był nim obywatelski sprzeciw wobec głosowania przeciwko Polsce - argumentował. Mężczyzna przeprosił przed sądem obecną tam europosłankę. - W tej sytuacji nie mam problemu z tym, żeby przeprosić, ale ja też czuję się źle, jeśli ktoś (kieruje pod moim adresem) słowo faszyzm - dodał.
Thun oceniła jednak, że "dorosły człowiek musi zdawać sobie sprawę ze skutków swoich czynów, a nie zasłaniać się tym, że jego intencje były inne". - Dany czyn jest danym faktem, i pociąga za sobą skutki, które w tym wypadku są niezwykle negatywne - wskazała. Jak argumentowała, samo mówienie o jej rzekomym działaniu przeciwko Polsce jest dla niej "głęboko obraźliwe". Zapewniła, że zawsze działa dla dobra kraju, a to, że "ktoś działanie dla jego dobra rozumie inaczej, nie znaczy, że ma prawo nawoływać do przemocy".
Z kolei Jacek L. przekonywał sąd, że celem grupy było to, aby przekaz manifestacji "był dość wyrazisty, mogący także wzbudzić kontrowersje, i żeby też odbił się medialnie". - Dlatego postanowiliśmy zastosować "kostium historyczny" i "kostium kulturalny", gdyż nawiązywaliśmy do powstania kościuszkowskiego i do działalności tzw. konfederacji targowickiej" - tłumaczył. Zapewnił jednak, że innym uczestnikom manifestacji przedstawiony został kontekst historyczny. - Mówiłem też, że społeczeństwo i obywatele mogą różnie reagować na szkodliwą działalność polityków, niezależnie od opcji, ale zaznaczyłem, że w obecnym czasie głównym narzędziem do rozliczania ich jest urna wyborcza - podkreślił L.
W rezolucji, której treść stała się przyczyną zorganizowania manifestacji, polski rząd został wezwany do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. PE wyraził m.in. zaniepokojenie proponowanymi zmianami w przepisach dotyczących polskiego sądownictwa, które "mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce". W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił - jak napisał Parlament - "ksenofobiczny i faszystowski" Marsz Niepodległości.
Przeciwko rezolucji tej głosowali europosłowie PiS, SLD wstrzymało się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO też wstrzymała się od głosu, ale sześcioro europosłów poparło ten dokument. Oprócz Róży Thun (która w ubiegłym roku opuściła struktury PO) byli to: Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka i Julia Pitera. To właśnie ich zdjęcia uczestnicy manifestacji zawiesili na szubienicach.
Po wcześniejszym umorzeniu tej sprawy przez prokuraturę, w połowie lutego ubiegłego roku pełnomocnik europosłów przesłał do Sądu Okręgowego w Katowicach subsydiarny akt oskarżenia przeciwko organizatorom i uczestnikom demonstracji. Kilka miesięcy później Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawę rozpozna krakowski sąd.
Proces ruszyć miał już na początku lutego, ale jeden z adwokatów reprezentujących organizatorów i uczestników manifestacji, chciał wyłączenia ze składu orzekającego sędziego Macieja Czajki. Zarzucił aktywnie działającemu w stowarzyszeniu sędziów Themis Czajce, zaangażowanie w "spór polityczny po jednej ze stron". Sędzia pozostał jednak w składzie.
Wcześniej katowicka prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, dwukrotnie je umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa. Krytycznie oceniła jednak sposób wyrażania swoich poglądów przez uczestników zgromadzenia.