„Super Express”: – Rząd postanowił, że Wigilię w tym roku będzie się obchodziło w maksimum 5-osobowym gronie. To możliwe w warunkach schroniska dla bezdomnych?
Krzysztof Podlas: – Jesteśmy na to przygotowani. Od początku pandemii, mówię teraz o swojej placówce w Katowicach przy ul. Brackiej 18, w noclegowni przebywa nie więcej niż 40 podopiecznych oraz 6 w schronisku. Każdy posiłek wydawany jest na świetlicy będącej jednocześnie jadalnią. I zasiada do niego tylko sześć osób. Siedzą w odstępach półtorametrowych. Ta tzw. wydawka siłą rzeczy trwa dłużej niż to było przed pandemią, ale tak musi być, bo zabezpieczamy się w ten sposób przed koronawirusem. I tak samo będzie w Wigilię. Od 15 lat organizuję je w placówce oraz takich miejscach, jak kanały ciepłownicze, pustostany, lasy, szałasy itd. W tych miejscach nie ma takiego nagromadzenia ludzi, jak w schronisku. Góra czterech, pięciu panów, sporadycznie pań, więc w tym roku, jak wcześniej, co jest potrzebne do Wigilii, to im dowieziemy. Oczywiście z zachowaniem obowiązujących środków bezpieczeństwa.
– Ilu bezdomnych korzysta z pomocy Koła Katowickiego Towarzystwa Pomocy Im. Św. Brata Alberta?
– Poza tymi, którzy są w placówce, to od poniedziałku do piątku przychodzi do nas z zewnątrz trzydzieści osób, o czternastej wydajemy im gorące posiłki na wynos, do słoików albo termosów. Oprócz nich ok. Dwustu osób, jeśli nie więcej, ma w tzw. miejscach niezamieszkałych, czyli żyjących poza placówką, jak wspominałem, najczęściej w kanałach ciepłowniczych albo w pustostanach. Odwiedzam je, od poniedziałku do piątku, z dwoma streetworkerami w godzinach wieczorno-nocnych, bo to jest jedyna pora, w których można zastać bezdomnych. Za dnia to zbierają złom. Dowozimy im odzież, bo od listopada zaczął się okres ochronny, potrwa do końca marca. A oprócz ciepłych ubrań, zawsze z sobą mamy termos ciepłej zupy.
– Od marca wielu waszych podopiecznych chwyciło wirusa?
– W mojej placówce, odpukać i podziękować Panu Bogu, nie było takiego przypadku. A czy w miejscach, do których jeździmy, ktoś tam się zaraził? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Tak sytuacja wygląda na moim podwórku.
– Zima, nie wiadomo, jaka będzie i to jeszcze w dzisiejszych czasach, to niełatwy okres dla bezdomnych?
– Nigdy nie był łatwy. Również przed pandemią. My jako streetworkerzy jeździmy do miejsc niezamieszkałych przez cały rok w dni powszednie. Jeśli jest jakaś większa potrzeba, gdy taką zgłasza Wydział Polityki Społecznej Urzędu Miejskiego w Katowicach lub pracownicy MOPS-u, to docieramy do bezdomnych i w weekendy. W okresie od listopada do końca marca, który nazywam ochronnym, zawsze mamy z sobą gorące posiłki.
– Bezdomni chodzą w maskach?
– W naszej placówce tak, obowiązuje taki reżim.
– A ci, co za mieszkają w kanałach również?
– Gdy widzą nasz samochód, czasem jedzie z nami patrol Straży Miejskiej, to do szczególnych miejsc, to oni wychodzą nam na spotkanie w maskach. Z sobą zawsze mam paczkę maseczek, tym bezdomnym, którzy mają maseczki zużyte, dajemy nowe. Dajemy im środki do dezynfekcji…
– To 60-procentowy alkohol…
– I dlatego dostają nie płyn, ale żel dezynfekujący.
– Bezdomnymi, w Pana opinii, interesują się także, w czasie pandemii, instytucje państwowe?
– Za innych nie będę się wypowiadał. Powiem za siebie. Było dużo informacji dotyczących składania różnych wniosków na pomocowe konkursy. Dostajemy środki ochrony indywidualne – maseczki, kombinezony ochronne dla pracowników. Nie powiem złego słowa na działania rządu.
– A co bezdomni mówią o epidemii? Mają ją, jak to się mówi, w poważaniu? Boją się?
– Ci spoza placówki, to na początku byli tacy ura-bura, jaka tam epidemia, ja się nie boję, nic mi nie grozi. Jeśli spotykam ich w dzień, to nie widać ich w grupie. Rozmawiając z nimi, przeprowadzając wywiady środowiskowe, zauważyłem, że już nie są tacy ura-bura, bo strach im zajrzał w oczy i boją się. Miałem kilka miejsc wolnych w schronisku. Udało mi się namówić tych z kanałów, żeby do nas przyszli.
– To duży wyczyn z ich strony, do schronisk i noclegowni mają wstęp tylko trzeźwi. Ten wymóg odstrasza bezdomnych bardziej niż epidemia?
– Niektórych tak, odstrasza. Wśród bezdomnych są tacy, którzy grzecznie odmawiają pomocy. Tacy mają swój świat, a na sile nie można pomagać. Jeśli widzimy, że ktoś jest pijany, zwłaszcza teraz w okresie ochronnym, to jest wzywane pogotowie, straż miejska lub policja i takie osoby nie zostają pod gołym niebem, bo to się może dla nich skończyć tragicznie.
– O co powinienem jeszcze Pana spytać?
– Oto, jak stoimy z kasą? Biednie jest.
– Gdyby w kasa nie była pusta, to nie ogłaszalibyście zbiórek.
– Magistrat dofinansowuje posiłki, media, ale na resztę wydatków podopieczni muszą zapracować, bo oni nie tylko mają brać od kogoś, ale i od siebie coś dawać. To jest forma resocjalizacji.
– To teraz na koniec zwrócimy się do Czytelników o wsparcie zrzutki „Odrobina ciepła - wigilijny podarunek dla bezdomnych”. I zacytuję, tytułem zachęty, z waszego apelu do potencjalnych darczyńców: „Nie oceniamy drugiego człowieka, o historiach bezdomnych moglibyśmy napisać niejedną książkę. Mamy nadzieję, że pomożecie nam napisać kolejny akapit o bezinteresownej wigilijnej pomocy tym, od których świat odwraca wzrok. Bezdomność to stan kryzysu – bez wsparcia trudno z niego wyjść. Dlatego liczy się każdy gest dobrej woli, z Waszą pomocą chcemy pokazać bezdomnym, że nie są sami”. Wystarczy kliknąć w hasło zrzutki, by zapoznać się ze szczegółami tej akcji i przekazać parę złotych.
– Za co z góry dziękujemy.