- Na początku stycznia, jak tylko była mowa, że będą zapisy, to zadzwoniłem do lekarza rodzinnego i spytałem ich, czy mają już listę. Doktor powiedział, że jak będą mieli, to mnie zgłoszą. Jak tylko się rozpoczęły zapisy, otrzymałem powiadomienie razem z żoną w formie esemesa - opowiada w rozmowie z Super Expressem pan Włodzimierz (87 l.), pierwszy senior, który przyjął szczepionkę przeciwko COVID-19. - W lipcu zeszłego roku napisaliśmy pismo do marszałka z prośbą o to, by w pierwszej kolejności zaszczepić kombatantów, żeby nas objąć specjalną opieką. Pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi. To my jesteśmy w pierwszej linii, jeśli chodzi o przejście na "wieczną wartę". Nie ma starszych od nas. Dziesiątkuje nas ten wirus, jak już nas złapie, to nie wychodzi się zazwyczaj z niego zdrowym - dodaje 87-latek.
Pan Włodzimierz uważa, że zaszczepienie się to obywatelski obowiązek. Kombatant twierdzi, że seniorzy muszą zrobić wszystko, aby zwalczyć wroga numer jeden - koronawirusa. Nie bał się szczepionki. - Nic nie bolało, pani mnie tak pięknie ukłuła, że myślałem, że to jest pieszczota - dodał. Strachu nie zaznał i nie ma w tym nic dziwnego. 87-latek przeżył bowiem w swoim życiu naprawdę wiele.
Jego tata był maszynistą, mieszkali przy stacji w Sandomierzu. Kiedy miał siedem lat, wybuchła II wojna światowa. Zamiast iść do szkoły obserwował niemieckie samoloty, zrzucające bomby na miasto. - Mieli rozkaz, żeby zrzucić je na stację, port i most. Nisko latały. Jak nawracały, to pilota było widać. Znalazłem się w samym trójkącie bombardowań. Można powiedzieć, że pierwszego września wojnę miałem nad głową. Ze strachu upadłem. Bomby wybuchały około 150 metrów obok mnie - wspomina. Jego tata poszedł z armią na wschód. Wrócił w grudniu, w łachmanach. Był zziębnięty, zachorował na zapalenie płuc. Nie miał szans, by wyzdrowieć. Wkrótce mały Włodek został sam z mamą i siostrą. Wojnę pomogli im przetrwać kolejarze, którzy zaopatrzyli rodzinę w węgiel. Po zakończeniu konfliktu przenieśli się do Zagłębia. Tutaj Włodzimierz zapisał się do harcerstwa.
Czytaj również: Pierwszy senior zaszczepiony w Katowicach: " To obywatelski obowiązek!". Mówił o pieszczotach!
- W gimnazjum byłem zastępcą dyżurowego. Działaliśmy na wzór Szarych Szeregów, opowiadaliśmy prawdziwą historię Polski - pisaliśmy, drukowaliśmy ulotki, niszczyliśmy plakaty. W 1948 roku zostałem zatrzymany. Byłem przesłuchiwany, bity, poniżany. Wypuścili mnie po roku. Później byłem w wojsku, potem w zespole wojskowym, dopóki nie dowiedzieli się o mojej przeszłości. Przenieśli mnie na Śląsk, dostałem się do KWK Zawadzki w Dąbrowie. Wreszcie dali mi spokój. Skończyłem politechnikę - opowiada 87-latek o swoich dalszych losach.
Teraz pan Włodzimierz stara się pomagać takim, jak on - kombatantom, których życie mocno doświadczyło. W Polsce takich osób jest około 40 tysięcy, z czego 700 w samych Katowicach. Proszą rząd, aby zwrócił uwagę na ich sytuację. - Mamy wielką prośbę do władz, żeby przyznali takie samo inwalidztwo, jak mają kombatanci wojenni. Wielu z nas ma słabą emeryturę i nie stać na leki. Chodzi o to, żebyśmy mogli trochę pożyć i podratować nasze zdrowie - kończy pan Włodzimierz.