W środę 4 grudnia około godz. 18:00 doszło do wybuchu gazu w trzykondygnacyjnym budynku mieszkalnym w Szczyrku. W momencie zdarzenia w środku mogło się znajdować 8 osób. Ciała wszystkich zostały wydobyte do czwartkowego południa Połowa z nich to dzieci.
Kim były ofiary?
- W zawalonej kamienicy mieszkały dwie rodziny, w chwili wybuchu w środku mogło być osiem osób, w tym kilkoro dzieci – wynika z relacji mieszkanki domu, która w czasie, kiedy doszło do tragedii była akurat w pracy.
- To wielki dramat nie tylko rodzin, ale wszystkich mieszkańców Szczyrku – powiedział Antoni Byrdy, burmistrz miasta, który ma dom 100 metrów dalej i osobiście znał mieszkańców zawalonej kamienicy.
Ludzie, którzy zginęli w wybuchy byli bardzo znani w Szczyrku. - Byli bardzo znani, lubiani. To była rodzina z tradycjami narciarskimi, sportowymi. Mieli rodzinny stok narciarski "Kaimówka", na którym, jak mam 40 lat, to przynajmniej 35 lat jeździłam. Mieli rodzinny interes, jedną z pierwszych wypożyczalni sprzętu narciarskiego sportowego, serwis sprzętu. Byli trenerami narciarstwa, snowboardu - wyjaśniała Sabina Bugaj z miejskiego ośrodku kultury, promocji i informacji w rozmowie z PAP.
Pani Sabina wyjaśniła, że w domu mieszkali wielopokoleniowo. - Zawsze budowało się tu duże domy – tyle, ile dzieci, tyle praktycznie pięter, żeby mieszkać razem. Jeszcze wiele takich domów wielopokoleniowych tutaj jest – to był jeden z przykładów, gdzie jeszcze naprawdę wszyscy mieszkali, bo różnie już teraz bywa - opisała.
Tragedia dotknęła wszystkich
W Szczyrku mieszka niespełna 6 tysięcy osób, dlatego też osoby, które zginęły w wybuchu były znane w lokalnym środowisku. - Wszyscy spotykamy się w kościele, albo w ośrodku zdrowia, na zakupach, na ulicy. Widujemy się praktycznie na co dzień – to mała społeczność, zatem dotyka to wszystkich - podkreśliła Sabina Bugaj.
Ofiary środowej tragedii znał też pan Antoni. - Bardzo dobrze się znamy, choć ja jestem starszy. Na nartach razem jeździliśmy, oni prowadzili warsztat, w którym ostrzyli i smarowali narty – powiedział PAP i podkreślał, że dzwonili do niego znajomi z Warszawy, którzy poznali w przeszłości ofiary.
Tragedia odbiła się także echem w środowisku narciarskim. Do mieszkańców Szczyrku dzwonią turyści, którzy poznali też tę rodzinę.
Trudna sytuacja dla dzieci
Pani Sabina opowiedziała, że część dzieci z rodziny chodziła do szczyreckiej szkoły podstawowej nr 1, część do szkoły nr 2. - Dzisiaj jest taki dzień, kiedy tych dzieci w szkole nie ma. Wiem, że dzieci i młodzież są objęte dziś opieką psychologiczną, wiele z nich, idąc dziś do szkoły, mijało to miejsce. Oglądają telewizję, w domach o tym się mówi - przyznaje Bugaj.
Od rana zespół psychologów przygotowywał nauczycieli w szkołach do tego, jak rozmawiać z dziećmi o tej tragedii. Wielu z nich znało bardzo dobrze ofiary tragedii.
Najprawdopodobniejszą przyczyną zdarzenia było przewiercenie rury gazociągu przez pracowników jednej z firm, która prowadziła prace w rejonie wybuchu. Działania służb ciągle trwają. Relacja na żywo ze Szczyrku prowadzona jest W TYM MIEJSCU.
Tragiczny wybuch gazu w Szczyrku