Zatłukł Toma młotkiem. Bił mocno, uderzył przynajmniej kilka razy
Dawid B. zatłukł starszego mężczyznę. Potem natychmiast uciekł z placu. Okładany mężczyzna nawet nie zdążył zareagować. Po chwili leżał nieprzytomny i obficie krwawił. Ktoś z przechodniów podbiegł i zaczął reanimację. Pogotowie też zjawiło się bardzo szybko - już po pięciu minutach akcję ratunkową przejęła załoga ambulansu i pan Tomasz został przewieziony do szpitala. Mimo wysiłków nie udało się jednak utrzymać go przy życiu.
Tomasz M. został zatłuczony młotkiem bez żadnego powodu. Trudno bowiem za takowy uznać to, że przysiadł na parkowej ławce wraz z Malwiną M. (37 l.). Kobieta przez jakiś czas była w związku z Dawidem, ten jednak ją bił, dlatego zerwała z nim znajomość.
Tragicznego dnia on wydzwaniał do niej kilka razy. Z rozmów dowiedział się, gdzie przebywa i że nie jest sama.
- Dawidowi nie podobało się to, że na ławce są też mężczyźni. Z każdym telefonem był coraz bardziej zdenerwowany. Słychać też było, że jest pijany. W jednym z ostatnich telefonów krzyczał już, że pozabija, ale nie powiedział kogo - zeznawała potem w sądzie Malwina M.
- Kiedy nie pił i nie ćpał, to był spokojnym człowiekiem, ale po alkoholu i dragach staje się agresywny. Jest też chorobliwie zazdrosny - dodawała była partnerka.
Zatłukł starszego mężczyznę w pijackim szale
Dawid B. był pod pijany niemal zawsze. Także dnia, kiedy zakatował młotkiem człowieka. Horror wydarzył się 24 czerwca 2022 r. Ok. godz. 18 Dawid B. zjawił się na pl. Orląt Lwowskich. Z nagrań miejskiego monitoringu wynika, że minutę później doszło do ataku na Tomasza M.
- Z niebieskiego plecaka wyjął młotek. Między nim a panem Tomkiem wynikła awantura. Dawid dopytywał go, czy uważa mnie za ku... Dlatego że pan Tomek powiedział wcześniej do mnie, że "mam ochronę". Dawid to usłyszał przez telefon i uznał, że zostałam obrażona. Potem zaczął go bić młotkiem - relacjonowała Malwina M.
Zabójca nie czekał na rozwój zdarzeń. Uciekł z pl. Orląt. Jednakże ustalenie jego personaliów nie było trudne. Został zatrzymany po kilku godzinach, a potem usłyszał zarzut zabójstwa i trafił do celi tymczasowego aresztu.
Dalsza część tekstu poniżej
Sprawca odpowiadał przed częstochowskim sądem
Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Częstochowie. Oprócz zabójstwa 44-latek odpowiadał też za kilka innych przestępstw - m.in za pobicie Malwiny M. i groźby karalne. W czwartek (07.11.2024) odbyła się ostatnia rozprawa. Bogusław Kromołowski, p.o. zastępcy prokuratora rejonowego w Prokuraturze Częstochowa Południe w mowie końcowej zażądał dla oskarżonego kary dożywocia.
Pobudzony, agresywny, pijany. Oskarżony nie przyjechał na miejsce zdarzenia z pustymi rękoma. Przyjechał z młotkiem. To też nie było tak, że oskarżony próbował rozwiązać jakiś problem, który niby miał powstać. Nie. Młotkiem zadał ciosy w głowę. W newralgiczny punkt dla życia człowieka. Nie ma bardziej wrażliwego punktu w organizmie człowieka. Następnie opuścił miejsce. Widać wyraźnie, że oskarżony przyjechał po to, aby zabić. Od razu skierował się do ławki. I od razu zaatakował. To było totalne lekceważenie zdrowia i życia drugiego człowieka. Ponadto oskarżony nie przejawia czegoś takiego jak skrucha czy poczucie winy. Jest wielokrotnie karany, ale nie wyciągnął z tego żadnych wniosków - mówił prokurator.
Mecenas Marek Raszewski, obrońca z urzędu Dawida B. próbował przekonać sąd, że jego klient powinien zostać ukarany, ale nie za zabójstwo. Podkreślał też, że 44-latek był silnie wzburzony w chwili, gdy zdawał ciosy.
- Zabójstwo jest umyślne lub nieumyślne. Sprawca musi chcieć zabić lub przewidywać, że to co zrobi może skutkować śmiercią. Gdy nie można udowodnić zamiaru bezpośredniego lub ewentualnego, to winien wejść w rachubę artykuł o ciężkim uszczerbku na zdrowiu skutkującym śmiercią. Jadnak nawet gdyby uznać, że oskarżony jest winien zabójstwa, to nie zasługuje na karę dożywocia. Moim zdaniem wpływ na przebieg zdarzenia, na zachowanie oskarżonego miał stan silnego wzburzenia, którego mógł on doznać gdy dowiedział się, że Malwina M. mogła być obrażona przez pokrzywdzonego. Obojętnie, czy zniewaga była prawdziwa, czy też nie - przekonywał mecenas Raszewski.
Zabójca: "Bóg mi świadkiem, że nie miałem zamiaru zabić tego człowieka"
Na koniec głos zabrał Dawid B.
- Bóg mi świadkiem, że nie miałem zamiaru zabić tego człowieka. Tak naprawdę wiedziałem, że tam jest kilku chłopaków, że mam kontuzjowaną jedną rękę. Młotek wyjąłem dochodząc do nich. Po prostu "w razie czego", bo wiedziałem, że tam jest on i jego koledzy. Nie wiedziałem co się będzie działo. Nie planowałem tego. Nie miałem takiego zamiaru. To wszystko działo się spontanicznie, tak szybko. Żałuję tego co zrobiłem, zniszczyłem życie jego rodzinie, bo wiem, że ma nastoletniego syna i teraz będzie się chował bez ojca - stwierdził Dawid B.
Dawid B. został uznany winnym zabójstwa i wszystkich 10 innych mniej ciężkich przestępstw, o które był oskarżony. Usłyszał za to łączną karę 25 lat pozbawienia wolności. Ma ją dobywać w warunkach terapeutycznych.
- Oskarżony w zasadzie nie kwestionował, że zadał ciosy stalowy młotkiem w głowę i szyję pokrzywdzonego, kwestionował jedynie, że działał z zamiarem pozbawienia życia pokrzywdzonego. Na podstawie zebranego materiału dowodowego, w tym zeznań naocznych świadków, sąd nie ma wątpliwości, że zdarzenie polegało na tym, że oskarżony podszedł od ławki na której siedział Tomasz K., bez uprzedzenia, w sposób nagły, niespodziewany, zadał mu kilka uderzeń metalowym młotkiem w głowę i szyję. Na podstawie opinii biegłych nie ulega wątpliwości, że najpoważniejsze obrażenia, jakie miał pokrzywdzony to urazy wewnątrzczaszkowe, które skutkowały zgonem. Biegły zauważa, że sprawca posłużył się dużą siłą. To miało wielkie znaczenie przy ocenie prawnej zachowania oskarżonego. Uznano, w sposób nie budzący wątpliwości całego składu, że należy zakwalifikować to jako zabójstwo umyślne. Obrońca oskarżonego sugerował inną kwalifikację czynu. Jednak zwracam uwagę, że oskarżony niezwłocznie po dokonaniu czynu opuścił miejsce zdarzenia. Zdawał sobie sprawę zatem, że pokrzywdzony nie żyje. Wynika to ze złożonych przez niego wyjaśnień. Nawet jeśli oskarżony był wzburzony, czy możemy uznać, że zaistniały jakieś okoliczności, które usprawiedliwiałyby tak silne wzburzenie, że miałoby wpływ na jego stan emocjonalny i psychiczny? Co byłoby taką okolicznością? To, że wcześniej rozmawiał z Malwiną M. i usłyszał jakieś dziwne zarzuty pod jej adresem? To, że w żaden sposób nie podjął próby zweryfikowania tych zarzutów? To, że one były, gdyby się chwilę zastanowić, abstrakcyjne, nieprawdziwe, wydumane? To miałoby być taką okolicznością usprawiedliwiającą silne wzburzenie? Oskarżony był w stanie nietrzeźwym. I to przede wszystkim był czynnik wpływający na jego zachowanie, wywołujący agresję. Wywołującym dodatkowe zachowanie, które nie było w żadnym związku przyczynowym z rzekomą winą pana Tomasza K. Pan K. nie uczynił niczego, co mogło by uzasadniać tę agresję - tłumaczyła przewodnicząca składu sędziowskiego Urszula Adamik.
Wyrok jest nieprawomocny, ale nie tylko dlatego ta ponura historia będzie miała jeszcze dalszy ciąg. Dawid B. nie był wówczas sam na pl. Orląt Lwowskich. Wraz z nim przyjechał tramwajem kolega - Jordan M. (29 l.), który w swoim procesie będzie odpowiadał za udział w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym. 29-latek został wówczas także zatrzymany i aresztowany. Jednak potem areszt został uchylony, a sam Jordan M. po wyjściu na wolność uciekł. Ponownie zatrzymała go niemiecka policja w Poczdamie w marcu br.