Górnik spędził w jednoosobowym pokoju 14 dni. - Nie można tam było narzekać na warunki – mówi nam pan Bartek. W niedzielę rano pobrano od 27-latka wymaz, który dał wynik ujemny, wskazując, że jego organizm zwalczył chorobę. Już po południu został wypuszczony z placówki. Nie mógł jednak wrócić do domu, gdyż jego rodzina miała zaleconą kwarantannę do 4 maja. Co więcej, do wczoraj nie pojawił się tam wymazowóz, mimo że sanepid zlecił to badanie już 22 kwietnia, przez co przedłużono o tydzień okres izolacji jego rodziny.
- Moja żona Magdalena (27 l.) jest w zaawansowanej ciąży. Może rodzić w każdej chwili, a w takiej sytuacji trafia się na poród do szpitala zakaźnego. Do tego musi się opiekować naszymi dziećmi: Antosiem (4 l.) i Zosią (2 l.). Na szczęście moja mama zgodziła się do nich dołączyć, bo nie wiem jak by sama sobie poradziła. Wiem, że wszyscy czują się dobrze, ale żeby zakończyć kwarantannę i umożliwić mi powrót do domu, muszą mieć zrobiony wymaz – dodaje.
To nie jedyne zmartwienie mężczyzny, który martwi się również o swoją pracę. Jak przyznaje, był jedną z pierwszych osób w kopalni, u której stwierdzono Covid-19, lecz potem liczba takich przypadków wzrosła lawinowo. - Boję się mocno co będzie dalej. Koronawirus tylko pogłębił kryzys w górnictwie – ocenia. Jego obawy potwierdził Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej S.A., który poinformował, że w kopalni pana Bartka odnotowano już 105 przypadków zachorowań, przez co podjęto decyzję o przedłużeniu okresu wstrzymania produkcji do 10 maja.