Pędzili remontowaną drogą. Samochód roztrzaskał się w drobny mak
Wciąż nie milkną echa wypadku, do którego doszło w poniedziałek (18.09.2023) w nocy w Bieruniu. Niebieską pandą jechali dwaj bracia, 30-letni Jarek i jego młodszy brat, 19-letni Dawid, w ciężkim stanie w szpitalu jest trzeci, 32-letni mężczyzna. Dawid zginął na miejscu, jego brata przetransportowano śmigłowcem do szpitala. Niestety nie udało się go uratować.
Na razie nie jest jasne, dlaczego auto nagle wypadło z drogi. - Okoliczności i przyczyny wypadku będą ustalane pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Tychach – także to, który z mężczyzn kierował samochodem. Wszyscy podróżujący tym autem to mieszkańcy naszego powiatu – przekazała w rozmowie z „Super Expressem” rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Bieruniu, mł. asp. Katarzyna Szewczyk.
Mieszkańcy najpierw usłyszeli huk. Nigdy nie zapomną tego widoku
Najpierw rozległ się przerażający huk, dopiero później mieszkańcy spostrzegli samochód w rowie. Światła wciąż się paliły, było też słuchać ciche wołanie o pomoc. To mieszkańcy okolicznych domów, wezwali pogotowie, nikt nie chciał się zatrzymać, żeby im pomóc. Jeden ze świadków, który udzielał pomocy poszkodowanym powiedział w rozmowie z "Super Expressem", że widok był makabryczny.
- Jeden z nich wypadł z auta i leżał tak dziwnie owinięty wokół niedużego drzewa. Dwaj kolejni byli zakleszczeni w środku, leżeli na sobie. Tak, że trudno to opisać nawet. Jeden wewnątrz auta był przytomny. Powiedziałem mu, że za pięć minut będzie pogotowie. Nie próbowałem go jednak wyciągnąć, był za bardzo "splątany" z drugim mężczyzną. Bałem się, że pogorszę sytuację - opowiada świadek tragedii.