Wysiedlili ludzi, by ratować innych. Na terenie, gdzie leżała kiedyś wieś, zbudowali wielki zbiornik Racibórz Dolny
Zbiornik Racibórz Dolny uratował Opole, Brzeg, Wrocław i wiele innych miast położonych przy Odrze. Jednak, by go wybudować, trzeba było najpierw wysiedlić pół tysiąca ludzi z ich ojcowizny. − Gdy usłyszałam, że Nieboczowy będą zburzone i mam się wynieś, pomyślałam: "nie damy się wykurzyć" − wspomina w rozmowie z naszym reporterem Wanda Siedlaczek, mieszkanka wsi.
Początek tej historii sięga jednak roku 1240, kiedy to pierwszy raz pojawiły się plany wybudowania infrastruktury przeciwpowodziowej. Później wszyscy o tym zapomnieli. Przez kolejne 700 lat nikt nie pomyślał o tym, by zlokalizowanych tam mieszkańców zabezpieczyć przed ewentualną katastrofą. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do 1997 roku. Po powodzi stulecia do planów wrócono. Wieś miała zniknąć z powierzchni ziemi, a ludzie się wyprowadzić.
Mieszkańcy początkowo stawiali opór. Nie chcieli opuszczać swojej ziemi. − Przysłali nam jakieś ankiety, za metr ziemi płacili jak za butelkę piwa, nie traktowali nas jak ludzi − opowiada pani sołtys.
− Nie chodziło o pieniądze. Dla nas najważniejsze było uratować to dziedzictwo kulturowe. Tę społeczność, relacje, tradycje, historię, którą tworzyli nasi przodkowie od XIII wieku − dodaje.
Nieboczowianie wywalczyli sobie odtworzenie wioski zaledwie kilka kilometrów dalej. W 2016 roku pierwsi zaczęli się tam przeprowadzać. Ci, którzy od wielu lat żyli jako sąsiedzi, także i wtedy wybierali sąsiadujące działki pod budowę przyszłych domów. Z połowy tysiąca mieszkańców tylko ponad dwustu postanowiło się przenieść. Na nowy teren przeniesiono również przydrożne krzyże i kapliczki. Uliczki nazwano tymi samymi nazwami. Odtworzono remizę. A prochy przodków zostały ekshumowane.
− Gdy zbiornik Racibórz zaczęto wypełniać wodą, nie mogłam nawet spojrzeć, jak wszystko zalewa to, co kiedyś było nasza wioską − mówi pani sołtys. − Cieszymy się jednak, że on pomógł. Tak mówi rozum, ale serce nadal boli. Na szczęście udało nam się uniknąć wymazania naszej wioski z mapy Polski. Jesteśmy w nowym miejscu, ale jesteśmy tą samą społecznością − podsumowała.