Grób diakona Mateusza tonie w zniczach. Mieszkańcy przynoszą kwiaty
Mateusz B. był pełnym radości i życia 27-latkiem. Diakon pełnił posługę w bazylice katedralnej pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP w Sosnowcu. Wraz z innymi duchownymi przygotowywał się do prymicji. Niestety, jego życie zostało brutalnie przerwane. Zakrwawionego diakona znaleziono przy garażu Domu Katolickiego w Sosnowcu, dosłownie na wprost bazyliki.
- Przyczyną zgonu stały się rany cięte klatki piersiowej, szyi, skutkujące uszkodzeniem dużych naczyń krwionośnych i płuc i następowym wykrwawieniem - przekazał w rozmowie z Super Expressem prokurator Waldemar Łubniewski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji RMF24, diakon miał zostać zamordowany przez księdza Roberta Sz., który pełnił posługę w tej samej parafii. Mężczyzna odebrał sobie życie, rzucając się pod pociąg. Jego pogrzeb odbył się po cichu, zupełnie odwrotnie niż w przypadku diakona Mateusza, który został pochowany z wszelkimi kościelnymi honorami.
Jego ciało spoczęło na cmentarzu parafialnym w Wolbromiu. Jego grób znajduje się tuż przy kaplicy w pobliżu wejścia na cmentarz. Podczas ostatniej drogi żegnały go tłumy zrozpaczonych i zszokowanych jego śmiercią przyjaciół, ale i mieszkańców, którzy nie zapomnieli o młodym diakonie.
Jego grób wciąż tonie w zniczach, są też świeże kwiaty. Sprawę śmieci diakona bada Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu.