Śmiali się i poszli na spacer gdy śmigłowiec zabierał Kamilka do szpitala
Od kilku dni cała Polska żyje sprawą maltretowania 8-letniego Kamilka z Częstochowy. Chłopczyk był maltretowany przez ojczyma, 27-letniego Dawida B.. Mężczyzna rzucił chłopca na rozpalony piec kaflowy, polewał go wrzątkiem, wcześniej bił dziecko tak mocno, że połamał mu rękę, nogi. Przypalał chłopca papierosem. Gdy ojciec biologiczny chciał zabrać synów do siebie, Magdalena B., matka Kamilka i jego brata Fabiana, napisała panu Arturowi, że chłopiec "oblał się herbatką", dlatego ma po niego nie przychodzić. Kamilek z ranami po oparzeniu cierpiał przez kilka dni.
Gehennę chłopca przerwał jego biologiczny ojciec, jak mówi mężczyzna w rozmowie z "Faktem", czuł, że coś jest nie tak. Pan Artur pojechał po synów z partnerką i jej synem. Takiego widoku się nie spodziewał.
- Dziecko przypominało jedną krwawą ranę. Nożyczkami cięliśmy ubranie na nim, bo krew z ran poprzysychała - mówił pan Artur w rozmowie z "Faktem"
Natychmiast wezwał pogotowie. Wziął Kamilka na ręce, bo chłopiec miał połamane nogi. Gdy niósł dziecko do śmigłowca, matka dziecka i jej mąż wyszli w tym czasie na spacer z uśmiechem na twarzy. Według relacji "Faktu", mieli trzymać się za ręce, gdy LPR zabierał Kamilka do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Chłopiec wciąż jest na oddziale intensywnej terapii. Co dwa dni przechodzi zabiegi operacyjne usunięcia martwicy z ran. 8-latek cały czas jest w śpiączce farmakologicznej podłączony do respiratora.
- Stan zdrowia Kamilka, choć nadal bardzo ciężki, ustabilizował się. Chłopczyk jest w śpiączce farmakologicznej z powodu rozległych oparzeń. To właśnie rany oparzeniowe, które mogą wywołać bardzo groźną chorobę oparzeniową, są największym zagrożeniem dla życia dziecka - informuje Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Matka chłopca i jej mąż trafili do aresztu. Prokuratura przedstawiła Dawidowi B., zarzut usiłowania zabójstwa chłopca, maltretowania ze szczególnym okrucieństwem. Magdalena B. usłyszała zarzuty narażanie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenie pomocy mężczyźnie w znęcaniu się nad chłopcem. Oboje przyznali się do winy. Dawid B. prosił sąd by go aresztowano.