Wypadek, w którym zginął Janusz, miał miejsce 10 kwietnia 2021 roku na ulicy Armii Krajowej w Jastrzębiu-Zdroju. Samochód marki jeep, którym jechał Arkadiusz B. (45 l.) zjechał na przeciwny pas jezdni i zderzył się z motorowerem, którym jechali Janusz Szmalec i jego pasierb Kamil. Starszy z mężczyzn nie przeżył wypadku. Kamil trafił z kolei z obrażeniami do szpitala. Sprawca wypadku, Arkadiusz B. odjechał z miejsca zdarzenia. Mężczyzna zgłosił się dopiero dwa dni po wypadku na policję razem z adwokatem. Do spowodowania wypadku z udziałem Janusza i Kamila się nie przyznał, choć potwierdził, że w nim uczestniczył.
Arkadiusza B. oskarżono o spowodowanie nieumyślnego, śmiertelnego wypadku, ucieczkę i nieudzielenie pomocy poszkodowanemu Kamilowi. Sąd nie miał wątpliwości co do jego winy. Wymierzył mu karę siedmiu lat pozbawienia wolności za oba przewinienia łącznie. Jednocześnie odliczono mu półroczny okres pobytu w areszcie.
- Materiał dowodowy w postępowaniu przygotowawczym i sądowym doprowadził sąd do przekonania, że oskarżony dopuścił się obu zarzucanych mu czynów. Zarówno okoliczności ich popełnienia i wina oskarżonego nie budzi żadnych wątpliwości, pomimo tego, że oskarżony od samego początku konsekwentnie nie przyznawał się do ich popełnienia - mówiła sędzia Anna Trybek.
Czytaj również: Katowice: Młodziutki Aleksander S. pędził BMW, zabił babcię z 11-letnią wnuczką. Chciał kasacji wyroku
Kamil Duda do tej pory odczuwa skutki wypadku sprzed roku.
- Przed wypadkiem pracowałem, miałem normalne życie. Teraz żaden lekarz nie podpisze mi zdolności do pracy. Miałem otwarte złamania, trzy śruby w kolanie i implant w biodrze. Rehabilitacja dalej trwa. Jestem pod stałą obserwacją psychiatry biorę leki - opowiada Kamil. W rocznicę tragedii, 10 kwietnia, był na cmentarzu. - Jak tylko popatrzyłem na grób momentalnie wszystko zaczęło wracać. Musiałem stamtąd pójść - wspomina.
Arkadiusz B. chciał go obarczyć winą za wypadek, ale dowód w postaci monitoringu ujawnił całą prawdę.
Zobacz również: Koniec poszukiwań 12-letniej Majki. Policja przerwała akcję
Sprawca mimo wyroku sądu nie poczuwa się do winy.
- Nie zatrzymałem się, bo byłem w szoku. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Jechałem sobie normalnie, wolno, swoim pasem. To motor na mnie wjechał. To nie była moja wina. Zdążyłem tylko ręce zasłonić i tyle. Winnym wypadku jest Kamil Duda, bo zabrał osobę, która była pijana - twierdzi mężczyzna. - Nie da się cofnąć czasu, a szkoda. Bardzo żałuję tego, co się stało - dodał po wyroku.
Dla Hanny Szmalec świat przed rokiem się zatrzymał. Wiadomość o śmierci jej męża rozerwała jej serce.
- Jestem codziennie przy jego grobie. Mieliśmy pierwszą rocznicę śmierci męża. Byliśmy na mszy. Spotkaliśmy się całą rodziną. Mąż był, jest i będzie moją miłością - mówi kobieta. - Muszę się trzymać ze względu na dzieci. Miesiąc po jego śmierci mieliśmy komunię córki. Mówiła, że czuła trzy ręce na swoim ramieniu - oprócz chrzestnych też taty. Córce jest bardzo ciężko, była oczkiem w głowie taty - dodaje kobieta. Hanna przyznaje, że liczyła na surowy wyrok. Arkadiusz B. do tej pory nie przeprosił za to, co zrobił. - Sprawca jest bez uczuć jest bezwzględny. Mam ogromny żal do niego. Ja mu wybaczam, ale karę musi odbyć - mówi wdowa po Januszu.
Zobacz koniecznie: Poruszenie po śmierci 7-letniego Pana Torpedy. "Kochany Skarbeczku, spoczywaj w domku u góry"