Zabójstwo w Borowcach. Jacek powiedział, że zabije
Przypomnijmy - do zbrodni doszło w sobotę 10 lipca w nocy. Wszystko wskazuje na to, że wracający z imprezy Jacek Jaworek wszedł do mieszkania i zastrzelił swojego brata Janusza (44 l.), jego żonę Justynę (44 l.) i 17-letniego Kubę. Jedynym ocalałym był drugi syn małżeństwa, 13-letni Gianni, który schował się w pokoju w szafie, a potem uciekł z budynku. Morderca oddalił się z miejsca tragedii, jest na wolności i ukrywa się przed policją. Możliwe, że tej tragedii udałoby się uniknąć. Jacek chwalił się bowiem, że ma broń przy sobie. Mówił, że może jej użyć. - On oficjalnie jak popił, to powiedział podczas rozmowy z chłopakami, że dziwi się, dlaczego jeszcze tej k***y nie zastrzelił - mówi jeden ze znajomych rodziny. Co skłoniło Jacka do takiego czynu?
Wszystko wskazuje na to, że w rodzinie trwał konflikt. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie informuje, że mężczyzna mieszkał przez cztery miesiące z rodziną. W marcu policja musiała przyjechać na miejsce, bowiem doszło do sporu prawnego między Jackiem i Januszem. Bracia dostali ten dom w spadku. 52-latek chciał w nim najprawdopodobniej mieszkać za darmo. Jednak nie miał grosza przy duszy, bowiem nie mógł wyjeżdżać do pracy za granicę m.in. z powodu epidemii koronawirusa. Dodatkowo rozwiódł się z żoną, co mogło przelać czarę goryczy. Mężczyzna w końcu chwycił za broń i dokonał rzezi. Policja nadal prowadzi poszukiwania.