Monika Wilgorska-Stanewicz (42 l.) zniknęła 9 lipca, wyjeżdżając z Jaworznika w woj. śląskim, gdzie wcześniej mieszkała wraz ze swoim partnerem Mariuszem P. (47 l.). Jak twierdzi rodzina zaginionej, pojechała tam, by ostatecznie wyjaśnić zaległe sprawy - zarówno te zawodowe, jak sercowe, bo od jakiegoś czasu mieszkała z powrotem w swoim domu pod Toruniem. Jej trop urywa się na stacji benzynowej, gdzie monitoring zarejestrował ją wraz z partnerem - Mariuszem P. Mężczyzna był już przesłuchiwany przez policję w sprawie zaginięcia, ale jak dotąd - nie pojawiły się żadne zarzuty.
- Ostatni raz widzieliśmy się niedaleko mojego domu, podwiozła mnie kawałek, resztę doszedłem na piechotę. Absolutnie nie pokłóciliśmy się, ona się gdzieś spieszyła, coś ją gnębiło – komentuje, cytowany przez UWAGĘ TVN były partner zaginionej Moniki. W podobnym czasie miała wykonać jeszcze jeden telefon; do ojca swojej córki. Poprosiła go, by zajął się dzieckiem. Jak twierdzi sam mężczyzna - nie była sobą i "bała się". Dwie godziny po tym telefonie ślad po niej przepadł.
Kiedy kontakt się urwał, zaniepokojona rodzina zawiadomiła policję, a ta rozpoczęła poszukiwania. Pięć dni później odnalazł się samochód 42-latki; zatopiony w w stawie w Zawierciu.
Ktoś usuwał ślady
W stawie w Zawierciu nagle znaleziono samochód Pani Moniki; białego forda. Był częściowo przemalowany, ktoś próbował uniemożliwić jego identyfikację. Prokurator Dariusz Bereza z Prokuratury Rejonowej z Myszkowa cytowany przez UWAGĘ TVN jasno wskazuje, że nikt bez powodu nie zadaje sobie tyle trudu.
Nikt bez powodu nie usuwa tablic rejestracyjnych i nie usuwa znaków znamionowych pojazdu. Niewątpliwie chodziło o uniemożliwienie identyfikacji właściciela pojazdu. Połączenie zaginięcia z wyłowieniem samochodu wskazuje na coś poważniejszego, w związku z czym wszczęliśmy śledztwo
Zobacz koniecznie: Kim jest zaginiona Monika Wilgorska-Stanewicz? Auto 42-latki z Jaworznika wyłowiono puste ze stawu w Zawierciu
Odnaleziony pamiętnik rzuca na zaginięcie nowe światło. Monika opisała tortury?
Tajemnice się mnożą, bo siostra zaginionej Moniki niedawno dokonała przerażającego odkrycia. W domu, w którym od jakiegoś czasu mieszkała Monika, natrafiła na pamiętnik. Opisy, które tam znalazła mrożą krew w żyłach. Całość przypomina list do oprawcy.
Bywało, że byłeś bliski temu, by mnie zabić. Trzymałeś moją głowę, chcąc skręcić mi kark. Siadałeś na mnie okrakiem i w moim własnym domu dusiłeś mnie, wylewałeś na mnie piwo. Dostałam ataku lęku, nie mogłam jeść. Byłam w szoku, ale to był dopiero początek terroru z twojej strony, potem robiłeś to regularnie
Czy Wilgorska-Stanewicz opisała tortury, które musiała znosić? Kto za nimi stał? Dorota Jóźwiak, siostra zaginionej Moniki przyznaje w rozmowie z UWAGĄ TVN, że kolorowo nie było... ale żeby "aż tak"?
- Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nie aż tak. Wszyscy wiedzieli, że jest chorobliwie zazdrosny, nerwowy, że jak popije, to się awanturuje. Kiedy ona tu przyjeżdżała, on za każdym razem dzwonił. Po kilkanaście razy dopytywał: „Gdzie jesteś, kiedy będziesz?”. A od piątku, od godz. 17, była cisza. Czemu tym razem nie pytał, gdzie ona jest? Może wiedział, że nie przyjechała - komentuje.
Partner zaginionej utrzymuje, że w domu żadnej przemocy nie było, a pamiętnik z cała pewnością nie opisuje jego. Na pytanie, czy ma coś wspólnego z zaginięciem 42-latki odpowiada: "absolutnie nie".
Poszukiwania zaginionej trwają. Do tej pory sprawdzono już okoliczne lasy, stawy, czy bagna. A akcji nie zabrakło psów tropiących i nowoczesnego sprzętu policyjnego na czele z georadarem.