Zawiercie. Zabójstwo Martina. Rekonstrukcja zdarzeń
Jak informuje program "Uwaga" emitowany na antenie TVN, dziewczyna i znajomi Martina postanowili opowiedzieć, co wydarzyło się 11 lipca w Zawierciu, gdy 20-latek został zabity. Tamtego dnia wszyscy wybrali się na przedmieścia miasta, a wkrótce podszedł do nich nieznajomy mężczyzna, który spytał, czy może się do nich przysiąść.
- Na początku nie wzbudził w nas żadnych podejrzeń, ale jak zaczęła się rozmowa, to dało się wyczuć bijącą od niego nienawiść. Mówił, że porozrzucaliśmy tu śmieci, które musimy pozbierać. Ubliżał nam, wyśmiewał nas, mówił, że jesteśmy tępi - mówi "Uwadze" Dawid Grondalski, kolega Martina.
Czytaj też: Połamane meble, robaki i zepsute jedzenie. Matka przez pół roku więziła 8-letniego chłopca w domu!
Najpierw uderzył Martina, później wyjął nóż
Jak informuje "Uwaga", robiło się coraz bardziej nerwowo, po czym mężczyzna wstał, jakby zbierał się do odejścia, ale zrobił to tylko po to, by wrócić z patykiem, którym uderzył Martina. Jego dziewczyna Żaneta i reszta uczestników rzuciła się na napastnika, przewracając go na ziemię. Mężczyzna zdążył jednak jeszcze wyciągnąć nóż i dźgnąć nim Martina w nogę, przecinając tętnicę udową.
- Widziałem, jak Martin był krok przed nim. Nagle się odwrócił i krzyczał: Ratunku, pomocy! To była sekunda i był cały we krwi. Kiedy przestał oddychać, dziewczyny zaczęły resuscytację. Wierzyłem, że wróci, ale się wykrwawił - mówi "Uwadze" Dawid.
Czytaj też: Borowce. Zwrot w sprawie poszukiwań Jacka Jaworka. Policja podjęła ważną decyzję!
Policjanci nie wiedzieli, jak powiedzieć o zabójstwie Martina
Jak informuje "Uwaga", gdy na przedmieściach Zawiercia doszło do tragedii, w domu czekała na Martina jego ciocia Izabela. Wychowywała ona chłopaka od 5. roku życia, gdy porzuciła go jego rodzona matka. Gdy o godz. 22 jeszcze go nie było, zaczęła się niepokoić, bo nawet jeśli wracał później, to zawsze dzwonił i o tym uprzedzał. Kobieta sama próbowała się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. W końcu połączyła się z dziewczyną 20-latka, która powiedziała, że jedzie do niej policja.
- Przyjechał radiowóz, dwóch sympatycznych panów. Widzieli chyba, w jakim jestem stanie, więc stali tak przy mnie z 10 minut i nic mi nie mówili. Błagałam, żeby mi powiedzieli, co się stało z synem, a oni dalej tylko stali, nie umieli mi powiedzieć. W końcu zapytałam, czy on żyje i jeden z nich kiwnął, że nie. Świat mi się urwał - mówi "Uwadze" opiekunka Martina.
Czytaj też: Katowice. Myślał, że ktoś sobie robi "jaja". Sam wysłał zdjęcia genitaliów
"Już nie ma nic. Nie ma planów, marzeń, radości"
Jak informuje "Uwaga", podejrzany o zabójstwo 20-latka z Zawiercia Grzegorz P. nie miał zamiaru uciekać z miejsca zbrodni. Mężczyzna jeszcze śmiał się prosto w twarz dziewczynie Martina i policjantom. 46-latek odpowie za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, za co grozi mu dożywocie. W czasie zeznań nie potrafił powiedzieć, dlaczego zaatakował chłopaka.
- Już nie ma nic. Nie ma planów, marzeń, radości. Jest pustka. Nie wiem, jak się po tym pozbieram, czy w ogóle się z tego pozbieram. Nigdy Martin do mnie nie przyjdzie, nie powie „Cześć, mamo”, nie nakarmi kota. Miałam tylko jego jedynego, nikogo więcej. To on mnie powinien pochować, a nie ja jego i to w takim wieku - mówi "Uwadze" ciocia Martina.