W jednym z bloków przy ul. Reymonta w Siemianowicach Śląskich mieszkańcy od dziesięciu lat muszą mierzyć się z poważnym problemem. Chodzi o Krystynę N., zbieraczkę śmieci, która wypełniła mieszkanie niepotrzebnymi rzeczami do tego stopnia, że te aż wysypują się na klatkę schodową. Smród i pełzające latem robale to codzienność jej sąsiadów. - Nasze mieszkania straciły na wartości, nawet nie możemy sprzedać, bo kto kupi takie bagno - mówi Marta Wróbel (30 l.)., najbliższa sąsiadka Krystyny N., cytowana przez "Fakt". - Załatwia się do wiaderka i wynosi ludziom przed balkony, posiłki przygotowuje na klatce schodowej, tu się też przebiera, bo do własnego domu nie jest już w stanie normalnie wejść. Śmieci wylewają się z mieszkania, drzwi nawet nie da się zamknąć, a my to musimy wąchać, latem robaki i muchy to nasza codzienność - mówi gazecie Marta Wróbel.
Siemianowice Śląskie: Krystyna N. śmieci ma tyle, że nie da się wejść do mieszkania. "Sąsiedzi to diabły"
Siemianowicka Spółdzielnia Mieszkaniowa powiesiła przezroczystą folię na drzwi do mieszkania Krystyny N., proponowano jej też posprzątanie lokum, ale kobieta się nie zgadza. Nie mogą jej wyrzucić, bo regularnie płaci rachunki. Sprawę zna również MOPS, który chciał pomóc 69-latce - bez rezultatu. Sąsiedzi boją się, że choć Krystynie N. wyłączono już gaz i prąd, to kiedyś może zapalić świeczkę i doprowadzić do poważnego pożaru. - Wiem, że to moja choroba, to zbieractwo, ale to moje rzeczy, wszystko mi się przyda. Nie pozwolę tego zabrać. Sąsiedzi to diabły, oni mi życie uprzykrzają, szydzą ze mnie. Niech się ode mnie odczepią! Dla wszystkich to są śmieci, a dla mnie to ważne rzeczy! - mówi Krystyna N. w rozmowie z "Faktem". Do mieszkania Krystyny N. dokładnie 10 maja ma wejść policja wraz z komornikiem. Sąsiedzi liczą na to, że będzie zostanie wysprzątane i zdezynfekowane. Czy po latach walki tak się stanie? Czas pokaże.