Jednym z bohaterów „Tęczowej doliny” jest uzdrowiciel. Podaje ludziom lekarstwo, które stawia na nogi nawet poważnie chorych. Myśli Pan, że jako społeczeństwo jesteśmy naiwniakami? Chcemy wierzyć w cuda.
Ryszard Ćwirlej: My chcemy i wierzymy w cuda. Wierzymy w duchy, upiory, wampiry i w kota, który przenosi pecha, gdy przebiegnie nam drogę. Nie ufamy fizyce i chemii, bo nie uważaliśmy na lekcjach i nic z tego nie rozumiemy. Nie lubimy dowodów matematycznych i wyciągania logicznych wniosków z prostych przesłanek, a przyczynę mylimy ze sutkiem, święcie przekonani, że mamy rację. Ale za to doskonale wiemy, jak powinien być ułożony świat, bo bazujemy na własnych przekonaniach i pewności co do tego, że jesteśmy nieomylni. Dlatego wierzymy wszystkim tym, którzy próbują nas na coś namówić, oczywiście pod warunkiem, że są w tym przekonywaniu sugestywni. I kupujemy od sprzedawców szczęścia niepotrzebne kosmetyki, garnki i kołdry, bo wmówiono nam, że właśnie tego potrzebujemy. A w spożywaniu reklamowanych w telewizji suplementów diety, które na nic nie działają jesteśmy mistrzami świata. Dlaczego? Bo wierzymy w cuda.
Gdyby ktoś tęsknił za (uśmierconym na ekranie) James’em Bondem, w „Tęczowej dolinie” znajdzie jego żeńską wersję. Emerytowana podpułkownik milicji Matylda Kaczmarek to prawdziwa petarda! Spotkał pan w życiu podobną osobę?
R.Ć: Od czasu, kiedy zacząłem pisać kryminały moje grono znajomych znacznie się powiększyło. Mam na myśli znajomych-czytelników, który pracowali kiedyś w służbach mundurowych. To oni sprzedają mi sporo interesujących historii z czasów ich służby, mówią o tym co przeżyli, ale też i o tym jak sami odnajdowali się w policyjnej robocie. Mogę więc śmiało powiedzieć, że osobiście znam nie jedną, ale nawet kilka babć Matyld i dzięki temu nie zabraknie mi pomysłów na nowe książki o przygodach emerytowanej milicjantki. A James Bond, to myślę, że mógłby się od niej sporo nauczyć.
Skoro o 007 mowa, przyjaciel Matyldy Kaczmarek, emerytowany policjant nazywa się…Bronisław Cieślak. Ma pan sentyment do 07?
R.Ć: Mam sentyment do serialu i pana Bronka Cieślaka, z którym zdarzało mi się spotykać podczas różnych kryminalnych festiwali. Jako że obaj w pewnym sensie specjalizowaliśmy się w kryminale milicyjnym często umieszczano nas razem na scenie. Dzięki temu miałem okazję go poznać nie tylko z tej aktorsko milicyjnej strony. Któregoś razu pan Bronek zapytał mnie o to, skąd mam tak dobrą wiedzę na temat milicyjnych procedur, które dość wiernie odtwarzałem i czy byłem może milicjantem. Więc odpowiedziałem mu, że moja wiedza o milicji bierze się stąd, że uczyłem się od najlepszych, czyli od niego. Ta postać, w książce to takie moje pożegnanie z doskonałym aktorem i pięknym człowiekiem.
Najnowsza powieść to trzy pozornie niezwiązane ze sobą sprawy, trzy śledztwa i jedno rozwiązanie, które znaleźć można tylko w Tęczowej dolinie. Historia kończy się tak, że można mieć nadzieję na ciąg dalszy. Czy to dobry trop?
R.Ć: Jeśli w kryminale pojawiają się trzy watki to można być niemal pewnym, że autor chce dostarczyć czytelnikom dobrej rozrywki polegającej na splataniu tych kryminalnych nitek. Czytelnicy mogą je łączyć by na koniec dojść do zaskakującego rozwiązania, które pozostawi pewien niedosyt. Na szczęście babcia Matylda, nie lubi przed telewizorem rozwiązywać krzyżówek. Woli szukać odpowiedzi na pytania, które mogą pojawić się podczas rozwiązywania zagadek kryminalnych. Więc zapewne niebawem znów weźmie się do roboty, a czytelnicy będą mogli pomóc jej w wyjaśnieniu kolejnej emocjonującej historii.
Czytaj jak lubisz – albo słuchaj! Audiobook czyta sam autor (produkcja TIME/Marcin Procki).
Książka „Tęczowa Dolina” Ryszarda Ćwirleja dostępna w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na vivelo.pl, jak też w wersji e-book i audiobook m.in. na empik, virtualo, woblink.pl, legimi.pl, publio.pl, ebookpoint.pl.