Wigilijna niespodzianka, cz. 8
Alex Vastarix, Waldemar Bednaruk
Otworzyła czym prędzej drzwi niewielkiej komnaty, a siedzący w środku w kompletnej ciemności pacholik zamrugał oślepionymi oczami. Bez słowa machnęła ręką, a ten złapał za mocny pas przymocowany do drewnianej platformy i wyciągnął niewidziany dotąd w murach tego pałacu wehikuł.
Marysieńka obejrzała się za siebie tylko raz i widząc, że pojazd toczy się gładko po marmurowych płytach korytarza, kroczyła przed siebie dumnie, zmierzając do pełnej gwaru komnaty. Nie spieszyła się, by nie doszło do jakiegoś wypadku, który mógłby zniweczyć jej misterny plan. Po drodze mijała ozdoby przygotowywane w ostatnich dniach przez jej koleżanki. Na ścianach wisiały w niezliczonej ilości wycinanki, którymi próbowano zakryć puste miejsca po zrabowanych obrazach. Haftowane makatki nieudolnie zastępowały pozrywane ze ścian przez żołdaków arrasy i jedwabne opony. Przechodząc przez drzwi, zobaczyła upięte pod sufitem gałązki jemioły.
- To też zupełnie nowy zwyczaj, który nieśmiało przyjmował się na polskich dworach – skonstatowała z uśmiechem, bo jeszcze rok temu, kiedy po raz pierwszy zobaczyła jemiołę nad stołem, nie wiedziała, co to znaczy. Ale zaraz dowiedziała się, że to przybyłe z Anglii novum jest tam wykorzystywane przez młodzieńców za pretekst do bezkarnego całowania pod nim dziewcząt – rzekomo na szczęście i urodzajne plony w przyszłym roku.
- Dałby im ksiądz prymas Leszczyński całowanie dziewcząt! – uśmiechnęła się na samą myśl o piekielnych gromach, jakie spadłyby na śmiałków, którzy próbowaliby ten pogański zwyczaj w pełni przenieść do Polski.
- Choinka też może się nie spodobać – zmartwiła się Marysieńka, ale już było za późno, by wycofać się z raz powziętego postanowienia, bo krocząc dumnie na czele tego dwuosobowego orszaku, zwróciła uwagę najbliższego otoczenia. Kolejne głowy odwracały się w jej stronę, a zdziwienie malujące się na ich twarzach wręcz krzyczało – co też tym razem wymyśliła nasza mała Marysieńka?!
Ona jednak nie zwracała uwagi na gapiących się na nią dworzan. Równym, spokojnym krokiem, jak na defiladzie zmierzała przed siebie z dumnie wysuniętą brodą, dążąc tam, gdzie na lekkim podwyższeniu siedziała królewska para. Oboje nadal byli zajęci swoim niezwykłym gościem, którego nie mogła dojrzeć nawet w tej chwili, zresztą nie myślała teraz o nim tylko o swojej pani, na której opinii najbardziej jej zależało.
Pierwszy dostrzegł ją król, który długo, z dużą przyjemnością i wnikliwie świdrował ją swoim sokolim wzrokiem. Przebywała na dworze od wielu lat i niejeden raz widziała, jak jaśnie pan przeszywał swoim wzrokiem co piękniejsze kobiety w swoim otoczeniu. Pierwszy raz zwróciła na to uwagę, gdy obiektem zainteresowania władcy stała się pani Radziejowska. Piękna to była kobieta i mało kto w jej obecności mógł oderwać od niej wzrok. Nie dziwiła się ani przez chwilę temu zauroczeniu – wszyscy się na nią gapili bez przerwy, ale król patrzył na nią inaczej. Tak jakby swoim spojrzeniem brał ją w swoje posiadanie, prześwietlał ją i rozbierał powoli i z rozmysłem, a w myślach już sycił swoje grzeszne chucie jej delikatnym ciałem.
Królowa też to widziała. To i pewnie o wiele więcej, więc współczuła jej wraz z pozostałymi dwórkami. Nie ze wszystkimi co prawda. Niektóre się śmiały po kątach. Złośliwie komentowały – jakiż to wiatr musi hulać po sypialni naszej królowej, gdy mąż zabawia się z panią Radziejowską!
Ona nie. Na początku była jeszcze za młoda i nie wszystko rozumiała, potem zaś górę w niej wzięła sympatia do pani, która ją darzyła zawsze niemal matczynym uczuciem. Niestety od jakiegoś czasu to na nią coraz częściej kierowały się oczy króla. W pierwszej chwili nawet jej się to spodobało. Kiedy tak w obecności całego dworu zwrócił na nią po raz pierwszy uwagę, tak jak mężczyzna zwraca uwagę na kobietę, spojrzał z pewnym niedowierzaniem, jakby chciał rzec, a może nawet i rzekł był to w myślach – czyż to jest ta nasza mała Marysieńka? Ależ pięknie wyrosło to dziecko!
Potem zaczął ją niespiesznie rozbierać, tak jak panią Radziejowską, a ona niespodziewanie dla samej siebie poczuła dreszcz emocji, radości, że to ona została tak wyróżniona spośród tych setek pięknych kobiet kręcących się wokół władcy. Rozbierać oczywiście wzrokiem, ale ona poczuła, jakby działo się to naprawdę. Niemal fizycznie odczuwała silną męską dłoń na swoich piersiach i między udami. Oddech jej przyspieszył. Czuła, że się rumieni. A on już ją obejmował całą w swoje posiadanie, już wnikał niespiesznie tam, gdzie wiedziała, że nikt nie ma prawa być przed ślubem.
Bezwiednie zacisnęła kolana, jakby broniąc się przed agresją, której była poddawana, tu w tym miejscu, stojąc samotnie, choć w gęstym tłumie dworzan. Nikt nic nie widział, nie zwracał na nią uwagi, a on patrzył i patrzył. Z rosnącego napięcia rozbolał ją brzuch. Z ogromnym wysiłkiem oderwała wzrok od hipnotycznego spojrzenia drapieżcy. I dopiero wtedy, gdy nieco ochłonęła po tym zupełnie dla niej niespodziewanym doświadczeniu, zorientowała się, że jednak ktoś to wszystko obserwował. Chmurny wzrok królowej, który napotkała, zerknąwszy z poczuciem winy w jej stronę, przeskakiwał na zmianę z niej na króla i z powrotem.
- Ona wszystko widzi i wszystko wie! – zawyło w jej duszy z przerażeniem sumienie. Uciekła w popłochu, byle dalej od tego oskarżycielskiego wzroku i od grzesznego pożądania, które biło z całej postawy królewskiego małżonka.
Od tamtej pory długo chodziła w lęku i zawstydzeniu, starając się trzymać z dala od obojga. Najbardziej zdumiały ją własne odczucia. Po pierwszym szoku i ucieczce odezwały się w niej jako pierwsze przekora z dumą na zmianę – oto jestem równie piękna jak pani Radziejowska! - wołało rozbuchane ego - sam król zwrócił na mnie uwagę i nie ukrywał swego pożądania! Może powinnam odwzajemnić jego zainteresowanie, a on obsypie mnie klejnotami jak inne swoje faworyty.
- Co z tego? Co ci po kilku świecidełkach, gdy cały świat tobą wzgardzi i nikt uczciwy nie zechce się potem z taką wykorzystaną i odtrąconą zadawać? – z czasem zaczął odzywać się rozsądek – Jak skończyły wszystkie te piękne kobiety, które usłużnie poddawały się monarszej woli?
Odpowiedź nieco ostudziła jej samozachwyt, w który zaczęła popadać pod wpływem incydentu sprzed kilku dni.
- Nie mogę zawieść mojej pani! – postanowiła na koniec i od tamtej pory odważnie stawiała czoło napastliwości króla. On uparcie dalej przewiercał ją wzrokiem, próbował wedrzeć się tam, gdzie nie powinien, a ona za każdym razem mężnie stawiała czoła tej niemej agresji. Teraz też, od razu odczuła niemal fizycznie siłę jego spojrzenia. Wypalał dziurę między jej piersiami, a potem jak wąż wślizgiwał się w dekolt i zsuwał pomiędzy piersiami do płaskiego brzucha, czuła jak się rozpycha, jak wdziera pod suknię …
-Dość! – prychnęła jak kotka, otrząsając się z drażniącego uczucia penetracji ciała. Wysunęła dumnie do przodu brodę i dalej parła nieustraszona jak okręt pod pełnymi żaglami.
cdn.
To już przedostatni odcinek opowiadania "Wigilijna niespodzianka". Dziewiątą część opublikujemy ostatniego dnia grudnia 2021. Książki autorstwa duetu Alex Vastarix i Waldemar Bednaruk dostępne są w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl/harde. Zapraszamy na stronę wydawnictwa www. harde.se.pl/ oraz na facebook.com/hardewydawnictwo i Instagram - @hardewydawnictwo.