Wigilijna niespodzianka, cz. 3
Alex Vastarix, Waldemar Bednaruk
Zerknęła ponad jego ramieniem i dopiero teraz zobaczyła leżący pod murem niepozorny wór z charakterystycznym wybrzuszeniem. Oceniła jego zawartość jednym spojrzeniem błękitnych oczu i skinęła aprobująco zgrabną główką.
-Bierz go i chodź za mną! – rozkazała już niemal całkiem spokojnym głosem i przytrzymała drzwi, patrząc, jak podchodzi do pakunku, zdecydowanym ruchem strzepuje z niego śnieg, który zdążył już pokryć go grubą na dwa palce pierzynką, a następnie bez wysiłku zarzuca na ramię.
Ruszyła przodem, nakazując mu, by milczał i zważał na konieczność zachowania ciszy. Na palcach przemykali niemal bezszelestnie przez labirynt cichych jeszcze o tej porze pałacowych korytarzy, mając za cel mały składzik na tyle zbliżony do królewskich komnat, że we właściwej chwili bez trudu wymknie się do niego i powróci w glorii najbłyskotliwszej dwórki.
Dziś wypadała wigilia Bożego Narodzenia, którą Polacy celebrowali w sposób nieznany na taką skalę w całym chrześcijańskim świecie. We Francji, skąd Marysieńka pochodziła, świętowanie zaczynało się rankiem w pierwszy dzień świąt. Tutaj zaś pokazano jej, że czekanie na święto jest tak samo ważne jak samo radosne wydarzenie. Polacy w przeddzień, czyli w wigilię, Bożego Narodzenia pościli, modlili się, przystrajali domy, a wieczorem zaczynali czuwanie w oczekiwaniu na narodziny dzieciątka. Kiedy reszta świata spała oni śpiewali rzewne pieśni o malutkim Jezusku i świętej rodzinie. Niektórzy do białego rana, by od razu poinformować wszystkich, że narodził się Zbawiciel.
Cudzoziemcy, którzy przyjeżdżali do Polski jako osoby dorosłe, niekiedy kpili z miejscowej tradycji, ale jej się ona spodobała. Może dlatego, że wyrwana z rodzinnego domu przyjechała tutaj jako mała dziewczynka i tęskne pieśni w tą wyjątkową noc oddawały jej nastrój oczekiwania na spotkanie z bliskimi. Uwielbiała przesiadywanie wieczorami w komnatach królowej, opowieści biblijne i śpiewy do późnej nocy.
Zamyślona nie usłyszała w porę lekkich kroków dobiegających z korytarza wijącego się przed nimi jak mityczny wąż w niezliczonych zakrętach. Dopiero kiedy poczuła na ramieniu nieśmiały dotyk dłoni towarzyszącego jej mężczyzny, wzdrygnęła się jak ponownie zbudzona ze snu.
-Jak śmiesz?! – chciała rzucić w twarz zuchwalców, który poważył się zbliżyć do niej na tak niewielką odległość. Ale zanim zdążyła syknąć swoim najjadowitszym z jadowitych tonów, zanim nawet zobaczyła jego obronny gest, wskazujący nadchodzące niebezpieczeństwo, w połowie ruchu w jego stronę sama usłyszała znajomy hałas.
Zawsze kojarzył się jej z werblami wojsk nieprzyjaciela. Wystukiwany w tym samym agresywnym i pospiesznym tempie, jakby osoba nadająca rytm nie mogła doczekać się starcia, niemal zawsze oznaczał nadejście kłopotów. Wszystkie truchlały na ten dźwięk, nawet gdy nie miały niczego na sumieniu, a ona miała dziś sporo do ukrycia. Obcy mężczyzna o tej porze w jej towarzystwie i w miejscu, gdzie nie powinno go być, to oznaczało potężne kłopoty.
-Panno Mario! – spodziewała się za chwilę usłyszeć tonem, który w takich momentach bardziej niż zwykle przypominał zgrzyt kamienia na szkle – proszę natychmiast do mnie!
Tak Krwawa Matylda, jak nazywały opiekunkę dwórek dziewczyny, kończyła karierę niejednej podopiecznej. Sama niegdyś piękna, ciesząca się ogromnym powodzeniem adoratorów, teraz tylko zimna, oschła i wyniosła, nigdy nie wyszła za mąż, służąc na dworze od niepamiętnych czasów. Tropiła wszelkie oznaki niemoralnego zachowania i wypalała je gorącym żelazem jak gangrenę na ciele rannego żołnierza.
-Panno Tereso! – usłyszały niespełna miesiąc temu, a później trzaśnięcie zamykanych drzwi i już tylko szlochanie pakującej się w pośpiechu nastolatki, którą przyłapano na o wiele mniejszej zbrodni niż popełniana właśnie przez nią. Podobno uśmiechnęła się do mrugającego do niej oficera. Nic nie pomogły błagania, ani tłumaczenia.
-Bezmyślne szczerzenie zębów przystoi tylko klaczy na pastwisku, a nie dwórce jej królewskiej mości! – brzmiał bezwzględny wyrok, od którego nie było apelacji.
-Teraz moja kolej! – przeleciało jej przez głowę, gdy zastygła w pół obrotu, nie mogąc się nawet ruszyć ze strachu, który opanował jej ciało.
Stukot coraz głośniejszych kroków zbliżał się nieubłaganie do ostatniego zakrętu, który dzielił ich od niebezpieczeństwa, a ona nie była nawet w stanie poruszyć głową, a co dopiero myśleć o ratunku dla siebie. Była jak zając pochwycony z nagła w smugę światła albo mysz zahipnotyzowana zimnym wzrokiem polującego na nią węża.
Pogodziła się już z przegraną, widziała siebie wypędzoną z pałacu i żyjącą w ubóstwie gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata, gdy niespodziewanie znowu poczuła dłoń na swoim ramieniu. Teraz gest był bardziej zdecydowany, naglący wręcz, a ona ze zdumieniem uświadomiła sobie obecność mężczyzny, o którym pod wpływem obezwładniającego ją strachu zdążyła już kompletnie zapomnieć. Jednak, choć od poprzedniego dotknięcia minęła zaledwie chwila i jeszcze dwa mrugnięcia okiem wstecz była gotowa bić i drapać za takową zuchwałość, teraz tylko spojrzała bezwolnie w jego oczy, a on skinął głową za siebie i ruszył, ciągnąc ją za sobą jak pozbawioną woli kukłę.
cdn.
Następne odcinki opowiadania „Wigilijna niespodzianka” będziemy publikować w kolejne dni, aż do końca grudnia 2021. Książki autorstwa duetu Alex Vastarix i Waldemar Bednaruk dostępne są w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl/harde. Zapraszamy na stronę wydawnictwa www. harde.se.pl/ oraz na facebook.com/hardewydawnictwo i Instagram - @hardewydawnictwo.