Wigilijna niespodzianka, cz. 4
Alex Vastarix, Waldemar Bednaruk
Wszystko działo się w jakimś nierzeczywistym wymiarze, sprawiającym wrażenie jakby poruszali się w zwolnionym tempie w zbiorniku wypełnionym wodą tamującą ich ruchy. W rzeczywistości, zanim zza zakrętu wyłoniło się niebezpieczeństwo oni bezszelestnie, jak im się zdawało, cofnęli się, pokonując w dwóch susach odległość kilku kroków, jaka dzieliła ich do wąskiego korytarzyka, który mijali dosłownie chwilę wcześniej. Wcisnęli się tam, przytuleni do siebie i wstrzymali oddech, mając nadzieję, że w panującym tam mroku nikt nie zauważy przyczajonych spiskowców.
Dosłownie chwilę po tym tuż obok nich przemknęła z poszumem szat i stukotem obcasów pełna agresji furia. Bijący od niej chłód owiał rozpalone emocjami twarze uciekinierów. Poczekali dłuższą chwilę, by mieć pewność, że niebezpieczeństwo minęło, a kiedy w oddali ucichł przerażający odgłos kroków, wyślizgnęli się z przyjaznej ciemności, by kontynuować podróż. W milczeniu, na drżących nogach, przebyli ostatni odcinek drogi.
-Ustaw to tutaj! – wskazała ręką kącik w składziku, do którego klucz wydębiła od samej ochmistrzyni. Jej pomocnik ze stęknięciem zrzucił worek z ramienia w pobliżu miejsca wskazanego przez nią.
-Ostrożnie! – zaniepokoiła się Marysieńka, słysząc grzechot drewnianej konstrukcji o podłogę. Zdecydowanie nie chciała, by nieuwaga pomocnika doprowadziła do katastrofy. Ten skinął głową przepraszająco i czym prędzej pochylił się nad pakunkiem. Teraz już bez pośpiechu rozwiązał sznur. Z wnętrza buchnął w jej nozdrza zapach żywicy i świeżego drewna. Sięgnął do środka i wyciągnął małą platformę wykonaną z dwóch sklejonych ze sobą desek z czterema kółkami pod spodem. Ustawił ją we wskazanym miejscu i dopiero wtedy Marysieńka zobaczyła zgrabny otwór wywiercony w samym środku blatu.
-Doskonale! – podskoczyła, klasnąwszy z uciechy w dłonie, bo do tej pory nie wiedziała, jak trwale połączyć całą konstrukcję i przymocować elementy do siebie, tak by można było bezpiecznie przeciągnąć ją na miejsce przeznaczenia. Ustawiwszy platformę, jej pomocnik sięgnął raz jeszcze do wora i ostrożnie, by się nie pokłuć, wyciągnął niewielkie świerkowe drzewko. Do wiszącej w powietrzu woni żywicy dołączył intensywniejszy jeszcze zapach świeżych igieł. Spojrzała krytycznie na drzewko, sięgające jej do ramienia, kazała obrócić, rozprostowała gałązki, po czym skinęła z aprobatą.
Odsunęła się nieco i w milczeniu obserwowała jak pachoł, wyciągniętym z cholewy nożem, struga ostrożnie pień drzewka, tak by idealnie pasował do otworu. Potem wsunął go w przygotowane gniazdo, pokręcił, docisnął i cofnął się o krok, by ocenić, czy stoi tak jak powinno.
-Po co to? – z mniejszym już trudem ośmielił się zwrócić do niej, wskazując głową na wykonaną platformę jezdną z umocowanym do niej drzewkiem.
-Nie twoja rzecz! - burknęła, nie zamierzając się zwierzać byle komu ze swoich planów – idź już, ale wróć o zmroku i czekaj w tym samym miejscu!
Po namyśle sięgnęła do sakiewki i wcisnęła mu do ręki miedziaka. Domyśliła się, że to nie z miłości do dworskiego życia, a z braku perspektyw ktoś w jego wieku nadal para się służbą, którą zwykle pełnili znacznie młodsi od niego, więc z niechęcią rzuciła za nim – spraw się dobrze, to dostaniesz drugiego!
Skinął tylko głową i ruszył przed siebie, powłócząc nogami. Od razu pożałowała swojej rozrzutności, ale musiała uznać, że w tej sytuacji nie ma wyjścia. Bonifacy za jedno jej spojrzenie służyłby jej do końca życia, a za uśmiech rzuciłby się ogień. Ten tu jednak nie wyglądał na takiego, któremu w głowie stałyby uśmiechy dwórek.
-Zresztą – uśmiechnęła się do siebie – pani wynagrodzi mnie po stokroć za ten drobny wydatek!
Zatrzymał się i obejrzał się przez ramię, ledwie odszedł kilka kroków. Chyba spodziewał się, że zostanie wyprowadzony, tak jak przemycono go tutaj, ale ona wolałaby nie ryzykować ponownego spotkania z kimkolwiek o tej porze. Miała dość wrażeń jak na jeden poranek. Dlatego nie drgnęła nawet, by poprowadzić go z powrotem.
-Trafisz do furty? – zawołała z cicha, a on po chwilowym namyśle w milczeniu skinął głową. Widziała, że jest zawiedziony i wolałby przebyć tę drogę w jej towarzystwie, ale jednocześnie rozumie, iż tak będzie bezpieczniej.
Odwróciła się do niego plecami, sięgając dłonią do klamki, gdy niespodziewanie tuż obok kamień zazgrzytał na szkle: – Panno Mario! – spłoszone serce szarpnęło się w panice, a ona omal nie zemdlała ze strachu. Wizja katastrofy, którą odsunęła od siebie kilka chwil, temu wróciła tak szybko, że ledwie uspokojone serce znów niemal wyskoczyło z jej piersi.
-Tak właśnie mi się zdawało, że od rana słyszę na korytarzach jakieś szepty! – syczała z satysfakcją Matylda – Musimy poważnie porozmawiać!
Jeszcze przez moment Marysieńka miała nadzieję, że może opiekunka nic nie wie o towarzyszącym jej w porannych wędrówkach człowieku. W końcu stała po drugiej stronie korytarza niż ten, w którą wszedł człowiek z pustym już worem po przyniesionym ciężarze. Korytarz był ciemny, zwłaszcza o tej porze dnia i pełen zakrętów, za którymi człowiek znikał niewidoczny dla oczu, jednak nadzieja okazała się płonna, gdyż zaraz spostrzegła, iż matrona zbliżając się do niej nie patrzyła na nią, tylko ponad jej ramieniem w głąb przestrzeni rozciągającej się za nią.
I wtedy usłyszała za sobą głos, którego miała nadzieję nie usłyszeć – Pani wybaczy, ale chyba zaszło jakieś nieporozumienie.
-Tylko mi nie pomagaj! Błagam cię!
cdn.
Następne odcinki opowiadania „Wigilijna niespodzianka” będziemy publikować w kolejne dni, aż do końca grudnia 2021. Książki autorstwa duetu Alex Vastarix i Waldemar Bednaruk dostępne są w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl/harde. Zapraszamy na stronę wydawnictwa www. harde.se.pl/ oraz na facebook.com/hardewydawnictwo i Instagram - @hardewydawnictwo.