Portret z okruchów. Wstęp do książki „Oddech dla duszy”, autor: Michał Olszewski.
„Świat jest już tak przepełniony trudem, cierpieniem i złością, że nie powinniśmy jeszcze bardziej go zaciemniać” – tłumaczy ksiądz Adam Boniecki swój stosunek do świata. Postawa dzisiaj, kiedy o nadzieję coraz trudniej, wyjątkowa, co nie znaczy, że naiwna: ma zapewne bohater Oddechu dla duszy swoje prywatne ciemności, tyle że pilnie strzeże do nich dostępu, uznając, że nie wypada (tak właśnie, Boniecki należy do odchodzącego świata, w którym to sformułowanie jest nadal aktualne) dzielić się lękiem czy smutkiem.
Wydaje mi się jednak, że posądzanie go o pruderię byłoby chybione. To raczej pieczołowicie hodowana przez dekady długiego życia powściągliwość w dzieleniu się tym, co zbyt osobiste i co mogłoby niepotrzebnie obciążyć innych.
Szukam od dłuższego czasu źródeł tej postawy, nieoczywistej, jeśli spojrzeć na biografię Adama Bonieckiego i razy, których nie szczędził mu los. Szukam i znajduję w rozsianych po książkach, felietonach i reportażach szczegółach, które składają się w całość. Życie Bonieckiego wypełnione jest po brzegi spotkaniami z ludźmi promieniującymi wewnętrzną siłą, wrażliwością na krzywdę innych i uporem w dążeniu do celu – nie byłoby Adama Bonieckiego, jakiego znamy, gdyby nie Jerzy i Anna Turowiczowie, Marek Edelman, Józefa Hennelowa czy Jacek Kuroń. Przenikają je ciekawość świata, pejzaży, spotkań, apetyt na podróże, rozmowy, zmianę, ale też dziennikarska niezgoda na tę część doczesności, gdzie dzieje się źle. I jeszcze jedno: nie byłoby Adama Bonieckiego bez głębokiej wiary, dyscypliny i lojalności.
Wybór tekstów wieloletniego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” podzieliłem na cztery rozdziały, każdy z nich składa się z różnych form i różnych cząstek, w których mają się odbijać najważniejsze cechy jej bohatera. Adam Boniecki jest pielgrzymem, który oswoił dojmujące poczucie utraty i nauczył się z nim (a może wbrew niemu) żyć z pogodnym uśmiechem; jest dziennikarzem i redaktorem, choć uprawia swój zawód w sposób szczególny – bez tak częstego dzisiaj wzmożenia emocjonalnego i łatwych wyrazów potępienia dla przeciwników; jako obywatel nie waha się zajmować zdecydowanego stanowiska; i w końcu ksiądz – przenikliwy, ostrożny, poszukujący jasnych stron chrześcijaństwa.
Mam nadzieję, że wszystkie te okruchy zebrane w całość pokazują, dlaczego ksiądz Adam Boniecki nie przestaje być fascynującą osobowością. Na pytanie o życiowy optymizm i brak zgorzknienia odpowiada: „Myślę, że jednym ze źródeł jest nieustanna praca z ludźmi. Nie zamknąłem się w celi, nie zacząłem narzekać na charaktery ludzkie, na grzeszność i marność żywota. W znacznym stopniu mogłem uczestniczyć w życiu tak zwanych normalnych ludzi. Proste z pozoru kwestie, jak samodzielne przygotowywanie sobie posiłków, życie – z misją od przełożonych – poza klasztorem, praca na własne utrzymanie... to wszystko może być lekcją życia, również duchowego. Poznając świat zwykłych ludzi, uczestnicząc w nim, odkrywasz także jego piękno. Bo ten świat, jak by banalnie to nie zabrzmiało, jest piękny”.
Banalne? Przeciwnie – Boniecki pokazuje trudną i coraz rzadziej wybieraną ścieżkę przez życie. I zaprasza, by odkrywać (lub odzyskiwać) ją samodzielnie.
Książka „Oddech dla duszy” księdza Adama Bonieckiego dostępna w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na vivelo.pl, jak też w wersji e-book m.in. na empik, virtualo, woblink.pl, legimi.pl, publio.pl, ebookpoint.pl.