22 marca ubiegłego roku media poinformowały, że Prokuratura Okręgowa skierowała akt oskarżenia przeciwko pisarzowi Jakubowi Żulczykowi. W listopadzie 2020 roku komentował na swoim profilu na Facebooku odwlekanie przez prezydenta Andrzeja Dudę złożenia gratulacji Joe Bidenowi po wygranych przez niego wyborach prezydenckich w USA. Napisał wtedy krótki felieton, a w nim zdanie: "Joe Biden jest 46. prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem". Według śledczych naruszył tym samym art. 135 par. 2 kodeksu karnego. Kim jest pisarz, któremu grozi kara trzech lat pozbawienia wolności?
Jako autor zadebiutował w 2006 roku dobrze przyjętą książką "Zrób mi jakąś krzywdę... czyli wszystkie gry video są o miłości". Po niej przyszło określane powieścią emo "Radio Armageddon", historia grupy nastolatków z prywatnego liceum, zakładających zespół rockowy. Żulczyk napisał też horror i książeczkę dla dzieci, ale minęło parę lat, zanim jego nazwisko stało się rozpoznawalną marką.
W 2014 roku ukazało się "Ślepnąc od świateł". Za tę rozedrganą emocjami i rozpisaną na działki, historię warszawskiego dilera, dostał nominację do Paszportów Polityki. Cztery lata później książka doczekała się ekranizacji, serial miał świetne recenzje. W kolejce do sfilmowania czeka też ośmisetstronicowy thriller z warmińsko-mazurskiej prowincji – "Wzgórze psów". Trzy lata temu ukazała się ostatnia powieść – okrutna, wywrotowa, „antypolska” – jak można przeczytać w notce o niej. "Czarne słońce" jest efektownym zderzeniem literackich gatunków – thrillera, dystopii, kryminału noir, powieści drogi, dramatu psychologicznego i zaskakującej książki o miłości.
Żulczyk w "Czarnym słońcu" roztacza wizję przyszłości, która przeraża. Fikcja literacka ociera się niebezpiecznie o potencjalną niedaleką rzeczywistość. W rządzonej przez faszyzujący i klerykalny rząd Ojca Premiera Wielkiej Polsce, nie ma miejsca dla Obcych. Unia Europejska to przeszłość, a w Bieszczadach powstają obozy koncentracyjne dla uchodźców. Język "Czarnego słońca" jest przemocowy, brutalny, wulgarny. To lektura na otrzeźwienie, prowokująca. Taki Żulczyk ma styl.
Jesteśmy dziś świadkami procesu rozpatrującego granice swobody wypowiedzi i granice karania za słowa. Po wczorajszej, ostatniej rozprawie pisarz podzielił się na Facebooku treścią swojej mowy końcowej. Wpis ma 19 tysięcy polubień, parę tysięcy udostępnień. Czytamy w nim:
"Wysoki Sądzie,
nie przyznaję się do winy, którą jest znieważenie urzędu prezydenta RP, natomiast sprawa, w której jestem oskarżony, ma parę wymiarów, o których warto dzisiaj wspomnieć. Duża część opinii publicznej uznaje dzisiejszą rozprawę za sąd nad intelektem prezydenta Dudy, oraz jego samodzielnością sprawowania władzy. Chciałbym w tym momencie odciąć się od tego typu opinii i deliberacji. Nie jest tajemnicą mój, bardzo delikatnie mówiąc, krytyczny stosunek do obecnej władzy w Polsce, natomiast rzeczywiste niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą precedens mojego oskarżenia, wykraczają daleko poza osobę Andrzeja Dudy. Dla tej sprawy nie ma znaczenia, czy prezydent Duda jest mądry bardziej, lub mądry mniej. Znaczenie ma możliwość krytyki władzy, wyrażenia sprzeciwu. […]
Polemizuje z tymi, którzy zarzucają mu brak wychowania i należnego głowie państwa szacunku. Zadaje pytanie o zasadność traktowania czyichś manier przedmiotem postępowania karnego. Podkreśla prawa wynikające z demokracji:
[…] Wierzę, że ta sprawa jest pewnym papierkiem lakmusowym, jednym z wielu drobnych testów, podczas którego sprawdzamy nasze możliwości obywatelskiego oporu. Stojąc przed sądem za słowa, które napisałem na Facebooku czuję się jak poddany, jak petent, jak członek ciemnego ludu, który władzę ma jedynie wielbić, bo do tego władza jest, aby być wielbioną. Nie, w demokratycznym społeczeństwie, którym zaczęliśmy się stawać jakiś czas temu, i którym wciąż się stajemy, to władza jest dla nas. Ma nas reprezentować i nam pomagać. A my mamy prawo - a nawet powinniśmy - reagować, gdy ta władza działa przeciwko naszym (i również swoim) interesom. Nawet kosztem bon-tonu, savoir vivru, ładnej polszczyzny i dobrego wychowania. […]
Powołany na świadka Michał Rusinek – literaturoznawca, pisarz, profesor UJ, były sekretarz Wisławy Szymborskiej, tak interpretował opublikowaną na Facebooku sporną wypowiedź Jakuba Żulczyka: „ […] ma charakter quasi-literacki i mieści się w granicach gatunku satyrycznego felietonu. Gatunku, którego poetyka pozwala na ostrzejsze sądy i wymaga od odbiorców (także tych przedstawianych w „krzywym zwierciadle” satyry), by traktowali je hiperbolicznie, a nie dosłownie”.
Zgadzacie się z taką interpretacją? Wyrok w sprawie zapadnie 10 stycznia b.r. Będziemy o nim informować.