Wigilijna niespodzianka, cz. 2
Alex Vastarix, Waldemar Bednaruk
Nieopodal bowiem tkwił jak kołek stary pachoł w znanej jej królewskiej liberii.
-Nikt znaczący! – przeleciało jej przez myśl, zanim zdążyła spojrzeć na niemłodą już twarz ze smutnymi oczyma. Za stary, by pochodząc z dobrego rodu, mógł nadal pełnić taką służbę. Wiedziała, że na królewski dwór oddaje się do posługi również pacholęta z najświetniejszych domów, ale taki młodzian, otarłszy się o dworskie zwyczaje i elitarne towarzystwo zaraz zrzucał uniform, by ruszać w wielki świat.
-Bonifacy pewnie też niedługo zostanie wezwany przez rodzinę – skonstatowała, z niejakim zdziwieniem, odkrywając, że jest jej z tego powodu przykro. Było to nieuniknione. Szczególnie teraz, gdy wojna zabierała najlepszych ledwie któremu się wąs sypnął i już ojczyzna wzywała ich do ambitniejszych zadań niż podglądanie królewskich dwórek.
Znając tę zasadę, doszła do wniosku, że musiało to nastąpić właśnie wczoraj. Zła, iż nie została przynajmniej powiadomiona o zmianie planów, wściekle okręciła się na pięcie z poszumem sukni, by wrócić do ciepłego wnętrza.
-Ja do panienki! – wydało się jej, że usłyszała poprzez wycie wiatru. Głos był tak cichy i zduszony, że w pierwszej chwili nie miała pewności, czy to nie jakieś omamy słuchowe. Zatrzymała się jednak w pół obrotu i zerknęła przez ramię na smutnookiego, bo w pobliżu nie widziała nikogo, kto mógłby do niej przemówić. Spojrzała wyczekująco, trzymając dłoń na klamce.
-Tak, to on przemówił! – stwierdziła z niemałym zdziwieniem, kiedy ten ruszył w jej stronę z takim oporem, jakby stojąc tam, przymarzł już do bruku dziedzińca.
-Do mnie? – wzruszyła z niecierpliwością zgrabnymi ramionkami. Czuła na sobie osaczający ją zewsząd chłód, a rozczarowanie błyskawicznie ogarniało jej duszę. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie kolejnych wyznań pod swoim adresem ani tym bardziej na tłumaczenie zagubionym sługom drogi do ich celu. Dlatego z wrogością syknęła jak jadowita żmija raz jeszcze: - do mnie? A czegóż ty możesz chcieć ode mnie pachole?!
-Do panienki … - stękał z widocznym już przerażeniem i ogromnym wysiłkiem na twarzy. Widziała, że gardło ścisnęło mu się tak, że ledwo duka – ja …, ja ….
Gdyby wiedziała, że jej się upiecze, strzeliłaby go w pysk. Nie miała cierpliwości do wszelkiej maści niezguł i nieudaczników. Prałaby ich po pyskach za każdym razem, jak jej weszli w drogę. Nie mogła zrozumieć, skąd ich się tyle bierze na tym świecie. Sama była bystra, śmiała i wygadana tak, że najwymowniejsi dworscy trefnisie bali się ją drażnić, schodząc jej z drogi. Zawsze taka była, już się podobno taka urodziła, jednak na początku ograniczała ją nieznajomość miejscowego języka. Teraz posługiwała się nim więcej niż biegle, co niejeden odczuł na swej skórze, a jej ostry języczek słynął jak kraj długi i szeroki.
Utkwiła lodowaty wzrok w podstarzałym gamoniu, z ogromnym trudem opanowując pokusę spoliczkowania go, a następnie zatrzaśnięcia drzwi przed zdziwionym nochalem. Najwyraźniej jej zdecydowanie wroga postawa jeszcze bardziej zdeprymowała intruza. Stając tuż obok, wydukał z wyraźnym trudem – Bonifacy …
-Co Bonifacy? Gdzie jest ten zdrajca?! – prychnęła ze złością, ale i niejaką ulgą, wiedząc przynajmniej, że to nie pomyłka i nie traci czasu na rozmowy z zagubionym w pałacowych zakamarkach sługą. To ją odrobinę uspokoiło, ale nie na tyle, by radykalnie zmienić nastawienie do rozmówcy.
-Król wysłał go w nocy z rozkazami … , ludzi mało … wysyłają kogo się da …
-A! I on poprosił ciebie, abyś mnie powiadomił? – w lot zrozumiała, dlaczego doświadczyła wątpliwej przyjemności spotkania z tym, pożal się Boże człowiekiem. Jej umysł bez żalu, czy choćby chwili zawahania się przeskoczył na nowe tryby myślenia.
-Tak i zastąpił – nieco śmielej wydusił pachoł.
Marysieńka przez lata była ulubioną dwórką królowej. Wszyscy to wiedzieli. Każdego dnia otrzymywała łaskawe dowody życzliwości. Wyraźnie odczuwała sympatię płynącą od jaśnie pani, stąd też powszechne oczekiwanie, by i ona odwzajemniała to uczucie. To zaś pchało ją niekiedy do dobrych uczynków. W pierwszej kolejności dbała o rozrywkę. Starała się rozweselić ją w tych jakże trudnych czasach potopu szwedzkiego. Teraz zaś miała jeszcze dodatkowy powód do usilnych starań, o którym starała się nie pamiętać.
- Czym tu jednak oderwać myśli od ciągłych klęsk, strat, cierpień, upokorzeń i niewygód wojennych? – martwiła się od wielu tygodni - Jak odciągnąć wzrok od wyzierającej z każdego kąta biedy i ruiny? A im bliżej świąt, tym wyraźniej każdy widział, że tym razem nie będzie to czas szczęścia i beztroski.
Myślała, myślała, aż wreszcie wymyśliła, jak choć na chwilę rozweselić swoją zatroskaną panią. Wiele wieczorów poświęciła malując, klejąc i wycinając ozdoby z papieru. Chciała, by cały splendor zasług spłynął tylko na nią, więc nie wtajemniczała w swoje przygotowania praktycznie nikogo, aż do wczorajszego dnia, bo wreszcie dotarła do tego momentu, że bez pomocy męskiej ręki nie mogła ruszyć dalej.
-Masz to? – z pewnym oporem spojrzała wreszcie łaskawszym wzrokiem na przybysza. Ten zaś, jakby w niego wstąpiło zupełnie nowe życie, wyprostował się dumnie, spojrzał jej w oczy i bez słowa wskazał za siebie.
cdn.
Następne odcinki opowiadania „Wigilijna niespodzianka” będziemy publikować w kolejne dni, aż do końca grudnia 2021. Książki autorstwa duetu Alex Vastarix i Waldemar Bednaruk dostępne są w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl/harde. Zapraszamy na stronę wydawnictwa www. harde.se.pl/ oraz na facebook.com/hardewydawnictwo i Instagram - @hardewydawnictwo.