Czy korzystanie z aplikacji randkowych w dzisiejszych czasach ma Pani zdaniem sens? Warto szukać za ich pośrednictwem prawdziwej miłości?
– Moim zdaniem sensu nie ma tylko bezczynność, która utwierdza nas w przekonaniu, że nic nas już ciekawego w życiu nie czeka. Jak piszę w swojej książce rozsiadanie się w fotelu ofiary jest wygodne, ale do niczego dobrego nas nie doprowadzi. Zamęczanie się ciągłymi wspomnieniami o tym, co nam nie wyszło lub co ktoś nam zrobił, jest gaszeniem życia, tlącego się jak żar w ognisku, któremu nie pozwalamy się rozpalić.
Dla mnie każde działanie, które pomaga mi znaleźć znajomych, przyjaciół, a może nawet i miłość ma sens. Ma sens chodzenie w nowe miejsca, ma sens poznawanie nowych ludzi, ma sens robienie tego czego się jeszcze nigdy nie robiło, ma więc sens korzystnie z aplikacji randkowych, które stworzone są po to, aby łączyć ze sobą ludzi. Niektórzy połączą się, aby poflirtować, inni spotkają się na romans, a jeszcze innym będzie dane się zakochać i przeżyć miłość. Trzeba być tylko bardzo otwartym i naprawdę pozwolić sobie na to.
Tym bardziej w dzisiejszych czasach, gdy większość z nas żyje w pewnego rodzaju odizolowaniu. Pamiętam czasy moich dziadków i rodziców, którzy w karnawale co tydzień chodzili na potańcówki, którzy co wieczór po szkole lub po pracy spotykali się ze znajomymi na ławce przed domem, chodzili na spacery do parku lub grali w karty. W domu było biednie, ale życie towarzyskie kwitło. Nie wiem czy było wtedy mniej samotnych osób, ale wydaje mi się, że było więcej okazji do tego, aby kogoś poznać. –
Co to jest prawdziwa miłość? Jak długo powinna trwać i jak intensywna być, aby nazwać ją prawdziwą?
– Czy fakt, że trwała miesiąc oznacza, że nie mogła być miłością? Chciałabym przełamać stereotyp miłości w pakiecie z posiadaniem kogoś na własność i na całe życie. Mówisz, że mnie kochasz to musisz już być ze mną do końca życia. Dla mnie słowo „MUSISZ” zaprzecza miłości. Sama prawie codziennie prowadzę dialog z moim EGO. Wiem, że to nie jest łatwe, a prawdę mówiąc cholernie trudne, aby zrezygnować z własnego JA, na rzecz szacunku do drugiej osoby. Uprzedzę jednak, że szacunek dla mnie to nie jest miłe odzywanie się do kogoś, na kim nam zależy. Szacunek to danie pełnej swobody i wolności partnerowi, którego się kocha i z którym marzymy o spędzeniu reszty naszego życia.
Pamiętajmy, że nic nam się od nikogo nie należy. Nie jesteśmy pępkiem świata, aby od kogoś czegokolwiek żądać. Jeżeli ktoś dzieli się z nami swoim życiem, jeżeli ofiaruje nam swoje uczucia, bliskość i swój czas, to korzystajmy z tego co dostajemy tu i teraz i odwzajemniajmy mu to. Nauczmy się cieszyć z cudownych chwil, które dajemy sobie nawzajem, z tych spacerów do parku, z tych kaw wypitych w kawiarni, z tych wieczorów przy świecach i upojnych nocy. Nawet jeżeli to potrwa tylko rok, miesiąc czy tydzień. Nie pozwólmy na to, aby koniec przekreślił wszystkie te cudowne doznania, które odczuwaliśmy. Dlaczego po rozstaniu, wszystko to czego razem doświadczyliśmy, nagle przestaje mieć znaczenie i pozostają tylko: gorycz, złość i pretensje? Jak to się dzieje, że ktoś kogo kochaliśmy wczoraj, dzisiaj staje się świnią i egoistą, tylko dlatego, że nie chce już z nami być? A my nie jesteśmy egoistami żądając od niego tego, czego nie może lub nie chce nam już dać? Jak chcesz coś zmienić w swoim życiu to zacznij od siebie mówić OSHO.
Uważam więc, że warto szukać znajomych, przyjaciół czy też miłości także na portalach randkowych. Moim zdaniem nie ma znaczenia, gdzie się spotkacie tylko to czy i jak długo będziecie szli w tym samym kierunku. –
Czy znalezienie "późnej miłości" wiąże się z jakimiś konkretnymi doświadczeniami, które trzeba przeżyć? Niektórzy mówią, że trzeba się "wyszaleć", inni z kolei, że trzeba się "sparzyć". Co Pani sądzi?
– A tak. Znam te powiedzenia. I z pewnością jest w nich, jak zawsze, trochę prawdy. Mówimy często, że młodość ma swoje prawa, a co za tym idzie dajemy przyzwolenie młodemu pokoleniu na eksperymentowanie i doświadczanie życia, które nie zawsze przebiega tak jak sobie to wymarzyliśmy, więc co jakiś czas zdarza nam się „sparzyć”. Jednak moim zdaniem nie ma obowiązku przeżycia czegokolwiek, aby kochać. Mam znajomych, którzy poznali się w wieku 16 lat, byli swoimi pierwszymi partnerami, pobrali się trzy lata później i do dzisiaj żyją razem z miłością i szacunkiem. Zakochać się i kochać możemy raz lub więcej razy w życiu i z własnego doświadczenia widzę, że zakochanie przychodzi do nas samo i nie pyta nas o pozwolenie. Ha Ha. Od nas zależy jedynie to, co z nim zrobimy i czy będziemy potrafili wykorzystać tą wznoszącą nas energię do budowania siebie nawzajem i budowania miłości.
W miarę własnego rozwoju, mam wrażenie, że główny wpływ na naszą umiejętność budowania relacji, a co za tym idzie nasze szanse na miłość, ma jedynie to na jakim poziomie jest nasza inteligencja emocjonalna. Inteligencją emocjonalną nazywamy zdolność do rozpoznawania stanów emocjonalnych własnych i innych osób, używania własnych emocji i radzenia sobie ze stanami emocjonalnymi innych. Te umiejętności otwierają przed nami perspektywę innego spojrzenia na siebie i innych. Przynoszą nam zrozumienie tego, że nasze zachowania są bardzo często automatyczne i nieadekwatne do sytuacji, a wywołują je nasze lęki i braki. Gdybyśmy wszyscy posiedli te zdolności, których ja ciągle się uczę, bez lęku „wchodzilibyśmy” w relacje, oczekując od nich jedynie zdobywania wiedzy o sobie. –
Jak ocenia Pani przygodę z pisaniem książki? Trudno jest otwierać się przed przyszłymi czytelnikami?
– Moja książka była dziennikiem, który pisałam, będąc zakochana. Jest efektem tęsknoty za ukochanym. Za tą energią, w której czułam się bezpieczna, za dotykiem, którym mnie otulał i za spojrzeniem, którym mnie rozmrażał. Jest dla mnie wielką niespodzianką. To jak prezent, o którym nigdy nie marzyłam i cud, którego nie oczekiwałam. Kiedy byłam nastolatką lubiłam przedmioty ścisłe. Mając do wyboru naukę tekstu z j. polskiego lub z historii, otwierałam zbiór zadań dodatkowych z matematyki. Ha, Ha.
Jedyne co lubiłam to pisanie. Niestety moje długie wypracowania nie cieszyły się popularnością wśród polonistów. Słyszałam zawsze: „Iwona ładne, ale za długie”. Do pisania zniechęciła mnie także moja mama, którą przyłapałam na czytaniu moich pamiętników. Pisanie odkryłam na nowo w październiku 2021 roku. Gdy moja terapeutka Julia nie mogąc już patrzeć, na to jak cierpię z tęsknoty za swoim ukochanym, powiedziała: „Moja Droga zajmij się czymś. Miłość jest najsilniejszą energią, którą można użyć do tworzenia pięknych rzeczy. Dostałaś od życia wielki dar – zakochałaś się i nie zmarnuj tego” Ale co ja mam jeszcze robić? Zapytałam Julię. Robię już tyle rzeczy! Maluję, tańczę, tworzę ceramikę, rozwijam się duchowo. Powiedz proszę co jeszcze? „To jeszcze nie to kochana”. Julia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. „Szukaj dalej! Gdy to znajdziesz od razu to poczujesz”. Pamiętam jak płacząc prosiłam wszechświat o to, aby pokazał mi to COŚ co przyniesie mi ukojenie.
Któregoś wieczora, gdy tęsknota, niespełnienie i samotność wyciskały z moich oczu potok łez, chwyciłam laptopa i pomyślałam: Napiszę wiersz miłosny. Niestety mój talent poetycki wystarczył jedynie na spisanie kilku wersów, ale to co się stało potem to było porównywalne ze strzałą amora, która kilka miesięcy wcześniej, ukłuła moje serce. Zaczęłam pisać prozą i nie mogłam już przestać. Codzienne marzyłam tylko o tym, aby po zakończeniu pracy w biurze, usiąść na kanapie i przelewać „na laptopa” moje emocje. To był ten moment, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że już odnalazłam to COŚ.
Któregoś wieczora nagrałam fragment mojego tekstu przyjaciółce. A ona zachwycona powiedziała: „Kochana jak ty pięknie piszesz o takim zwykłym życiu. To jest Twój wielki dar”. Dodała także, że to będzie piękna książka i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że piszę książkę. Pisanie pozwoliło mi przetrwać ten niełatwy okres zakochania, który spędzałam z dala od mojego ukochanego, który mieszka we Włoszech. Nie zastanawiałam się wówczas nad tym jak odbiorą moją książkę czytelniczki i czytelnicy. Jak piszę „Prawda nigdy nie odziera nas z godności. Z godności odzierają nas kłamstwo i manipulacja”.
Oczywiście miałam chwile, które może nie nazwałabym chwilami zwątpienia, a raczej lęku. Pewnego dnia przyszedł do mnie mój stary znajomy strach. Rozsiadł się jak zwykle w mojej głowie, jak w wygodnym fotelu na biegunach i uświadomił mi, że moją historię pozna tysiące osób. Obserwowałam co to ze mną robi i jakie myśli do mnie napływają. W ułamku sekundy pojawiły się w mojej głowie wszystkie najgorsze scenariusze, ale moje serce było dziwnie spokojne. Zrozumiałam wtedy, że gdy wydam moją książkę to już niczego nie będę się bała. –
Źródło: materiały prasowe