Janusz Onufrowicz: Och, te moje skoki urwały się jakieś dwa lata temu. Sezon przed pandemią. Ostatnio skakałem w 2019 roku. Dlaczego przerwałem? Przyznaję, że troszkę mi się znudziło. Robiłem to bardziej lub mniej intensywnie przez mniej więcej osiemnaście lat. Dużo czasu mi zeżarło to hobby. Obecnie mam na liczniku około tysiąc sto skoków.
2019 rok przyniósł mi zmiany, przeprowadzka, nowe projekty zawodowe, później myślałem, że ułożę sobie życie i nie było nawet czasu na skakanie, bo były ważniejsze rzeczy. Wtedy przyszła pandemia, śmierć bardzo ważnej dla mnie osobowości w środowisku skoczków i… to już by nie były te same skoki. Przestało mnie ciągnąć. Zatęskniłem znowu za tym, żeby pożeglować, bo przed skokami żeglowałem. Albo pochodzić po górach. Odpoczywam od spadochronu. Ale nie zarzekam się, że na zawsze, bo oczywiście czasami mnie ciągnie do nieba. (śmiech)
Co Pan w nim znajduje?
Szukałem chyba tego, czego wcześniej w żeglarstwie i w górach – przestrzeni. Mówię, przestrzeni, bo ciężko to nazwać odlotem czy medytacją, jak niektórzy o tym myślą. Lepiej nie medytować wyskakując z samolotu, bo to się może źle dla człowieka skończyć (śmiech).
Jakie to uczucie spadać, strach za kolejnym razem mija?
To jest wyjątkowe przeżycie – radości, euforii, wolności… Ale nie zawsze się ma czas na myślenie o tym. (śmiech) Większość z tych skoków, które zrobiłem były tzw. skokami na zadanie. Robiliśmy w powietrzu formacje. Można powiedzieć, że takie figury od kilku do kilkudziesięciu osób. Byłem jednym z elementów formacji. Wtedy nie ma czasu myśleć o tym, jakie to jest przyjemne. Bo wygląda to tak, że wyskakujesz z samolotu, masz kilka czy kilkanaście sekund na to, żeby wykonać swoje zadanie, znaleźć się na swoim miejscu, a później pilnuje się formacji, żeby była stabilna, czeka ewentualnie na ostatnich kolegów, albo zmienia się kształt figury. Myśli są zajęte tym, żeby dobrze wykonać swoją część, potem rozejść się, otworzyć spadochron i bezpiecznie wylądować. Ale mimo wszystko nawet jeżeli świadomość jest zajęta wykonywaniem zadania, to podświadomość jest w stanie euforii. To daje nieprawdopodobne poczucie szczęścia.
Przy tym nowoczesnym sposobie skakania, kiedy spadochron otwiera się dopiero na tysiącu metrach nad ziemią, a wyskakuje się z czterech kilometrów, ma się trzy kilometry tzw. swobodnego spadania. Czyli jesteś tylko ty, ręce, nogi, tułów, głowa i żywioł. To jest mocne przeżycie. Prędkość, widoki, ale przede wszystkim poczucie tej ogromnej przestrzeni. Ty, wobec nieskończoności. Nieomal poczucie otaczającego nas kosmosu. (śmiech) Gdyby było mnie na to stać, dałbym się natychmiast wystrzelić w kosmos.
Zejdźmy na ziemię. Napisał pan mroczny kryminał, grubą księgę wypełnioną okropnościami. Cięciem ciał piłą mechaniczną, z zimną krwią, przy dźwiękach klasyków. Fascynuje Pana zło?
Nie. Raczej muszę je oswajać. Bo zło było, jest i będzie. Tak mi się wydaje. Zło w książce ma swoją logikę. Fabuła ma swoje konsekwencje. I dlatego jest taka, a nie inna. A co do objętości… (śmiech) Jestem onieśmielony tym, że taka cegła z tej książki wyszła. Ktoś mi zwrócił uwagę, że w książce są dwa finały, że mogłem urwać powieść przy pierwszym i resztę przenieść do drugiego tomu. Ale to mi nie pasowało. Ta historia tak miał wyglądać. A drugi tom będzie miał swoją logikę.
Dwa finały, a i tak zostawia Pan otwarte zakończenie. Czyli będą kolejne tomy ?
Tak, piszę kolejne części, w tej chwili "Mięso", mam nadzieję, że ukaże się późną jesienią, trylogię zamknie "Krew". W przyszłym roku. (śmiech) Mam nadzieję.
Już same tytuły przyprawiają o dreszcz. Dał pan do przeczytania tę przerażającą książkę komuś z bliskich, na przykład siostrze albo mamie?
Nie, nie wiem czy chcę, żeby moja mama to czytała (śmiech).
Jeśli chcecie odkryć mroczną twarz Janusza Onufrowicza, aktora i tekściarza, sięgnijcie po "Szczątki. Kod 148: morderstwo". Mocny język, sprawna narracja i grupa bohaterów, dla których granice moralności są po to, by je przekraczać.
O czym opowiada kryminał? – Miastem wstrząsa seria okrutnych zabójstw, komisarz Fiodor Gralecki po raz kolejny znajduje rozczłonkowane, a potem zszyte niezgodnie z anatomią ciało. Kto mógłby być aż tak wynaturzony, żeby zrobić coś równie przerażającego? I jaki związek ma z tym sam Gralecki? Komisarz daje się wciągnąć w śmiertelną grę, w której stawką jest nie tylko jego życie, lecz także życie tych, których kocha.
Książka "Szczątki. Kod 148: morderstwo", Janusza Onufrowicza od 13 kwietnia dostępna w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl, jak też w wersji e-book m.in. na woblink.pl, legimi.pl, publio.pl, ebookpoint.pl. Wydawnictwo Harde zaprasza na stronę www.harde.se.pl oraz na Facebook.com i Instagram - @hardewydawnictwo.