Wigilijna niespodzianka, cz. 5
Alex Vastarix, Waldemar Bednaruk
Tradycję ustawiania ozdobionych choinek w domach Marysieńka znała ze swojego dzieciństwa. Wiedziała, że jako pierwsi wprowadzili ten zwyczaj u siebie przed stu laty Niemcy z Alzacji, a stamtąd wkrótce przejęli go Francuzi. Uwielbiała te małe zielone drzewka przystrojone różnokolorowymi ozdobami. W końcu zielony to kolor nadziei i zawsze ją nastrajał optymistycznie do wszystkiego i wszystkich wokół. W tej ponurej szarzyźnie, jaka opanowywała świat, zanim pokrył się puchową śnieżną pierzynką, oko dziecka pragnęło każdej odmiany.
Pierwsze i jedno z nielicznych jej wspomnień z wczesnego dzieciństwa wiązało się właśnie z choinką. Musiała mieć wtedy nie więcej niż trzy latka, gdy ze swoimi siostrami ozdabiała tak jak dziś bożonarodzeniowe drzewko. Śpiewały kolędy i psociły, malując się po buziach farbami przeznaczonymi do zdobienia papierowych figur. Rumiane policzki, roziskrzone oczy, żar z kominka buchający wokół, który wydobywał żywiczny zapach ze świerkowej choinki. Ona jako najmłodsza biegała bez przerwy od stołu, na którym schły kolorowe figurki, do stojaka z drzewkiem. Dwie średnie siostry zamaszystymi ruchami malowały, zaś najstarsza i najwyższa z nich wieszała je na choince. Drzewko było o wiele większe od tego tutaj i siostra wspinała się na palce, by sięgnąć jak najwyżej.
Poczuła wyraźnie ten świąteczny nastrój, a ciało reagowało zupełnie tak samo, jak przed laty, gdy ze śmiechu bolał ją brzuszek, a łzy radości piekły pod powiekami. Jednocześnie jednak miała już wtedy świadomość, że coś jest nie tak, że pod osłoną radości narasta wśród starszych niepokój. Służba szepcze po kątach, a matka chodzi od okna do okna, jakby w oczekiwaniu na nadchodzące nieszczęście.
Rodzinne Nevers nie doświadczało zbyt wielu surowych zim. Tego jednak roku kilka dni przed Bożym Narodzeniem świat zasnuły niemal czarne chmury, z których przez trzy dni i trzy noce sypał śnieg z obfitością budzącą zdumienie najstarszych mieszkańców. Potem przyszedł mróz i wiatr wiejący z nieznaną w tych stronach zawziętością. Marysieńka nie mogła spać, słysząc w kominie wycie i zawodzenie wichury, które kojarzyły się jej z piekielnymi wrzaskami. Dopóki jednak przebywały w bezpiecznych murach rodzinnej rezydencji, nic im nie groziło. Matka kazała służbie palić dzień i noc w wielkich kominkach, zaś na noc ubierały się do spania cieplej niż w dzień.
Nie bała się więc o siebie. Jednak gdzieś tam wśród śnieżnych zasp zmierzał ku nim ich ojciec, który pozostając w służbie wojskowej samego króla, zapowiedział przyjazd na czas świątecznych dni. Stopniowo nastrój zabawy i atmosfera nadchodzących świąt ustępowały coraz straszniejszej wizji orszaku zagubionego w śnieżnej zamieci. Marysieńka miała bardzo bujną wyobraźnię, więc bez trudu pojawił się w jej główce obraz zastygłych bez ruchu koni, przymarzłych do drogi powozów i ludzi z wytrzeszczonymi z przerażenia oczami, których krzyk rozpaczy zamarł na zlodowaciałych ustach.
Już po pierwszej mroźnej nocy wymarzła w kurniku część kurczaków. Widziała w kuchni padnięte ptaki z wyciągniętymi sztywno do góry łapkami. Słyszała przekleństwa matki, żądającej, by służba co prędzej ocieplała słomą wszystkie budynki gospodarcze ze zwierzętami w środku. Wyobraźnia ukazywała jej ojca leżącego bez życia jak kurczak z rękami wyciągniętymi w górę, jakby odgrażającego się niebiosom za okrutny los, jaki go spotkał na ziemi.
Tej nocy płakała cichutko, zasypiając tylko po to, by zaraz budzić się z krzykiem na widok martwego ojca, ukazującego się jej tak wyraźnie, jakby leżał tuż obok na tej samej poduszce. Dlatego w wigilijny wieczór, choć jej starsze siostry starały się, jak mogły, by ją rozbawić, tylko na chwilę zapomniała o swoim lęku. Teraz jednak znowu narastał, a wraz z nim cichły śpiewy, ustępując miejsca niespokojnym spojrzeniom w stronę okien.
Marysieńka zatrzymała się wówczas w pół drogi między stołem a choinką, odwróciła w stronę matki tkwiącej przy oknie i ze łzami w oczach, łamiącym się ze strachu głosikiem cichutko poprosiła – mamusiu, a może ja pójdę ze świeczką i poszukam tatusia? On pewnie jest już blisko, ale wszędzie już tak ciemno, że nie widzi drogi do domu.
Na twarzy matki, której przerwano moment intensywnego namysłu, jak w lustrze odbiły się wszystkie uczucia: najpierw irytacji, potem gniewu i na końcu wzruszenia.
- Jesteś za mała córeczko. Zamarzłabyś zaraz za progiem, nie możesz mu pomóc. – pokręciła z rezygnacją głową.
Marysieńce łzy popłynęły ciurkiem po policzkach, a drobnym ciałkiem wstrząsnął pochodzący z głębi szloch. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale pod chmurnym spojrzeniem matki strach, żal i rozpacz ścisnęły jej gardło.
- Ale wiesz co?- matka nagle oderwała się od okna, jakby wreszcie podjęła decyzję, o której myśl do tej pory nie przyszła jej do głowy. – Wyślemy w stronę Paryża konnych z kożuchami i latarniami. Niech szukają taty, a my tu będziemy się modlić o jego szczęśliwy powrót!
I tak to Marysieńka po raz pierwszy uratowała życie swojego ojca.
cdn.
Następne odcinki opowiadania „Wigilijna niespodzianka” będziemy publikować w kolejne dni, aż do końca grudnia 2021. Książki autorstwa duetu Alex Vastarix i Waldemar Bednaruk dostępne są w najlepszych sieciach księgarskich i księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, w tym na www.wiemiwybieram.pl/harde. Zapraszamy na stronę wydawnictwa www. harde.se.pl/ oraz na facebook.com/hardewydawnictwo i Instagram - @hardewydawnictwo.