Tracey Ferrin z mężem mieli już jedno dziecko. Kiedy dowiedzieli się, że wkrótce ponownie zostaną rodzicami, byli w szoku. Tygodnie mijały, a nad kolanem ciężarnej wyrósł guz. Kobieta początkowo to zbagatelizowała, jednak znajomy lekarz zachęcił ją, aby sprawdziła, czy nie jest to nic poważnego. 39-latka już następnego dnia poszła na badania. Niestety okazało się, że guz, który wyrósł jej nad kolanem to nowotwór - kostaniakomięsak, który jest rzadki i bardzo agresywny. Lekarz nie krył, że najlepszą decyzją będzie jak najszybsza chemioterapia. Tracey stanęła przed trudnym wyborem - ratowaniem swojego życia lub życia nienarodzonego dziecka, które nosiła pod sercem. 39-latka nie miała wątpliwości, że nie usunie ciąży i zrobi wszystko, aby urodzić zdrowe dziecko. Chemioterapię zaczęła przyjmować dopiero w trzecim trymestrze, aby najmniej narazić dziecko na jej skutki. - Pamiętam, że pomyślałam: "Czy urodzę kosmitę?". Moi lekarze nigdy wcześniej nie przyjmowali porodu dziecka poddanego chemioterapii - wyjawia Tracey.
Mąż zostawił ją w tak trudnym czasie
Amerykanka bardzo bała się, jak przyjmowane wlewy wpłyną na maleństwo, które nosi w swoim łonie. Jej mąż nie wytrzymał. - Nie mógł sobie z tym poradzić. Był zdenerwowany, że nie skupiłam się na własnym zdrowiu i nie dokonałam aborcji - wspomina. Mężczyzna zostawił swoją chorą na raka, ciężarną żonę. Na kobietę spadł obowiązek nie tylko donoszenia ciąży, troski o swoje zdrowie, ale także opieki nad 10-miesięczną córką. Na szczęście pomogła jej mama. 39-latka urodziła 6 tygodni przed terminem zdrową córeczkę. Choć to był dla niej niezwykle trudny czas, teraz jest szczęśliwą kobietą. Mężowi wybaczyła to, że zostawił ją w momencie, gdy go najbardziej potrzebowała. Obecnie ułożyła sobie życie z nowym partnerem.