Coraz częściej mówi się o zakłamanych rozmiarówkach w sklepach z odzieżą. Kobiety są sfrustrowane, bo w rozmiar, który dotąd nosiły, nagle przestają się mieścić. Internautka postanowiła udowodnić, że znane i lubiane marki nas oszukują. Tova Leigh, która jest feministką i przedstawicielką ruchu body positive, jednym swoim zdjęciem pokazała, że nie powinnyśmy przejmować się rozmiarami podanymi na metce. Kobieta wybrała się do Zary, gdzie chciała przymierzyć piękną niebieską sukienkę z najnowszej kolekcji. Faktycznie na modelce ta sukienka prezentuje się obłędnie, co mogłoby zachęcić niejedną kobietę do zakupu. Tova znalazła wymarzoną kreację w rozmiarze L, który nosi na co dzień i udała się do przymierzalni. Tam doznała szoku. Kobaltowa sukienka nie zakryła nawet pośladków. Wygląda na niej raczej jak bluzka. Influancerka uwieczniła to na zdjęciu i zestawiła je ze zdjęciem, na którym w tę samą sukienkę jest ubrana modelka. Mina Tovy mówi sama za siebie - kobieta nie spodziewała się takiego efektu. Jej obserwatorzy nie kryją rozbawienia. - To kwestia oświetlenia - żartują w komentarzach.
Przymierzyła w Zarze modą sukienkę w rozmiarze "L". Jej mina mówi więcej niż tysiąc słów
Kobieta wybrała się do popularnej sieciówki, aby przymierzyć sukienkę, którą wcześniej widziała na modelce w sieci. Oczywiście wybierając się do przymierzalni wybrała rozmiar, który nosi na co dzień. Kiedy udało jej się dosłownie wcisnąć w sukienkę Zara w rozmiarze L doznała szoku. Zrobiła sobie zdjęcie i dla porównania zestawiła je z fotografią modelki w tej samej kreacji. Mina internautki mówi sama za siebie.