Święta w PRL-u wymagały od obywateli niesamowitego sprytu. Kto nie kombinował, nie wystał w kolejce, ten nie miał. Mimo, że uroczyste obchodzenie świąt Bożego Narodzenia było niezgodne z linią ówczesnej partii rządzącej, to w grudniu Polacy mogli liczyć na namiastkę normalności. Za Gierka gazety rozpisywały się o dostawach cytrusów, ryb, mięsa czy maku. "Dziennik Telewizyjny" podawał nawet informacje o trasach i terminach dotarcia do polskich portów statków z cytrusami. Wiadomo było, że trafią tylko do sklepów w największych miastach i trzeba mieć fart żeby je kupić. Pomarańcze, kawa i prawdziwa czekolada były wręcz obiektem pożądania. Dziś świąteczna gorączka kojarzy nam się z tłumami w galeriach, poszukiwaniem miejsca parkingowego, a to co kupimy zależy tylko od zasobności portfela. W PRL-u tłumy gęstniały niemal przed każdym sklepem i tak długie już listy kolejkowe wydłużały się jeszcze bardziej, pocztą pantoflową roznosiły się wiadomości o tym, gdzie rzucili karpie, śledzie albo niedostępne na co dzień pomarańcze.
ZOBACZ TEŻ: Otwarte stoki narciarskie w Polsce. SPRAWDŹ, gdzie można już szusować
Święta w PRL-u. Ozdoby
Podobnie, jak dziś, tak i w PRL-u ulice dużych miast przypominały o zbliżających się świętach. Białe świetlne dekoracje na ulicach i oknach domów towarowych były jednymi z najbardziej efektownych. Sklepowe wystawy ozdabiano także światełkami, gwiazdkami śniegu z papieru oraz choinkami. Zazwyczaj były to sztuczne drzewka. Żywe też można było kupić, ale udawało się to nielicznym, a za rozłożystą i gęsta choinkę w Warszawie, w latach 70. trzeba było zapłacić nawet 800 zł. Choinka była najważniejszą świąteczną ozdobą mieszkania i zakładu pracy. Wieszano na niej szklane bombki, pajacyki, mikołaje i ręcznie wykonane ozdoby. Łańcuchy z wycinanek, orzechy i cukierki. Długie wiszące nazywane „soplami” znikały z drzewka najszybciej. Obowiązkowe były tez światełka. Te przyczepiane na klipsy, przypominające świece, do dziś zdobią bożonarodzeniowe drzewka w polskich domach. Na koniec wszystko przykrywały długie i mieniące się włosy anielskie. Była tez wata, która imitowała płatki śniegu, a przy okazji doskonale maskowała mankamenty. Drzewka zazwyczaj były sztuczne i często miały mocno przerzedzone igliwie. Choinkę ubierało się zazwyczaj wtedy, kiedy cały dom już pachniał pastą do mebli i podłóg. Wszystko musiało być wysprzątane, a z kuchni powoli dobiegały armaty bigosu i innych potraw, które pojawiały się na świątecznym stole. Dekorowaniem drzewka zazwyczaj zajmowały się dzieci. Oprócz choinki, wiele domów zdobiły papierowe szopki oraz i stroiki z gałązek świerku, bombek i świecy, które umieszczano na stole lub meblościance.
Dalsza część tekstu pod WIDEO.
Święta w PRL-u. Prezenty
Mimo trudności z zaopatrzeniem w podstawowe produkty, rodzice również w PRL-u dbali o to, by pod choinką znalazły się chociaż najdrobniejsze prezenty dla dzieci. Kultywowano także zwyczaj obdarowywania się w szkołach i zakładach pracy. Z zabaw choinkowych najmłodsi przynosili paczki - niewielkie, przezroczyste woreczki, a w nich pomarańcze, czekoladki i inne łakocie, których na co dzień nie było. W latach 70. przedsiębiorcy reklamowali w prasie: książki, kosmetyki i zabawki, jako doskonałe prezenty na święta. Dorośli obdarowywali się zazwyczaj mydłami, perfumami czy szczoteczkami do zębów. Dzieci dostawały pachnące plastikiem figurki zwierząt, koniki na kołkach, dmuchane misie, lalki z najpopularniejszymi sukienkami w grochy, czy drewniane klocki i kolejki. Często po świętach dzieci na osiedlu bawiły się identycznymi zabawkami, bo kupowało się to, co akurat „rzucili” do sklepu. Jednak w każdym przypadku prezenty były wyszukane w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nie zapominano tez o tych, z którymi nie można było się spotkać w święta. W PRL-u Polacy wysyłali mnóstwo kartek ze świątecznymi życzeniami. Były też takie pocztówki, które miały szczególne znaczenie. Przedstawiały nietypowych kolędników - zomowców, milicjantów i obóz władzy. Ukazywały się także w podziemnych gazetkach.