- To było w maju - opisuje Mariusz Marszałek (42 l.). - Moja ulubiona samica, dwuletnia Zielonka, wychowała się bez żadnego partnera. A jednak zauważyłem, że jest pogrubiona i spodziewa się potomstwa. Ona sama była tym zapewne bardzo zaskoczona. A ja cieszyłem się jak dziecko, kiedy w końcu ujrzałem, jak wokół niej tłoczą się małe zielone wężyki! - mówi dumny hodowca.
Jak to możliwe? Ratownik twierdzi, że chociaż ważna jest intuicja, siła woli i warunki hodowlane zbliżone do naturalnych, to jednak nie wystarczy, by na świat przyszły węże, które mają tylko mamę, ale żadnego taty. Mariusz Marszałek posiada jeszcze pewną sekretną umiejętność, której nikomu nie zdradzi. To ona sprawiła, że Zielonka (+2 l.) została cudownie zapłodniona.
Co na to świat nauki? - Znałam tę samicę, faktycznie wychowywała się bez samca, a potem na świat przyszły wężyki - nie w jajach, ale w cienkich błonkach, z których potem wypełzały - mówi lekarz weterynarii Grażyna Morawska. - Nie potrafię do końca tego wyjaśnić. Może do ciała samicy dostała się mała ilość spermy, bo na chwilę znalazła się w klatce, w której wcześniej był samiec? Słyszałam o jednym tylko podobnym przypadku we Francji. Myślę, że to teoretycznie możliwe, by rozmnożyć węża bez udziału samca, ale tylko w dobrych warunkach hodowli domowej - dodaje. Niestety, wyjątkowa wężyca nie przeżyła porodu. Ale tuzin potomstwa tryska zdrowiem.