Czy zielone płuca miast zalane będą betonem, a w miejscu grządek z pomidorami czy drzewek owocowych wyrosną biurowce lub centra handlowe? Taki scenariusz jest możliwy. Wszystko przez rosnącą liczbę roszczeń w stosunku do gruntów, na których usytuowane są rodzinne ogrody działkowe. Jak informuje "Rzeczpospolita", obecnie w sądach lub urzędach toczą się sprawy dotyczące zwrotu... 550 hektarów gruntów, na których znajduje się prawie 13 tysięcy działek, a o kolejne 136 ha już wkrótce mogą walczyć byli właściciele tych terenów.
Stara, zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny, ustawa dawała większe prawa działkowcom w takich sytuacjach. Zgodnie z jej przepisami, gdy były właściciel występował o zwrot terenu, dostawał za niego rekompensatę lub ziemię zastępczą, a nie fragment ogrodu. Teraz to się zmieniło. Może otrzymać grunt, o który się ubiega, czyli ten, na którym są działki.
Wśród tych, którzy boją się o przyszłość, są działkowcy z ogrodu przy ul. Idzikowskiego w Warszawie. Chodzi o 10 ha tego gruntu.
- Mam tę działkę prawie 25 lat, nie oddam jej bez walki - mówi Marian Król (82 l.).
Kto odpowiada za taki stan rzeczy? Posłowie twierdzą, że to nie oni. - Zaproponowane zmiany pochodzą z tzw. projektu obywatelskiego stworzonego przez Polski Związek Działkowców. Były one przedmiotem długiej dyskusji, ale nie wzbudzały kontrowersji. W ostateczności przyjęto je w takiej formie, jak zgłosił PZD - wyjaśnia Marek Łapiński (43 l.) z PO.