Hitler chciał zakończyć rok 1941 wielkim triumfem - zdobyciem Moskwy. Operacja "Tajfun" miała polegać na stoczeniu bitwy, otoczeniu i rozgromieniu Armii Czerwonej. Führer popełnił jednak błąd, polecając części swoich wojsk powrót pod Kijów, co opóźniło marsz na stolicę ZSRR o dwa miesiące.
Natarcie III Rzeszy na Moskwę ruszyło ostatecznie 30 września 1941 roku. Wkrótce jesienna słota uwięziła Niemców w błocie. Potem zaatakowała ich zima, najmroźniejsza od 140 lat. Radziecki generał Gieorgij Żukow, dowodzący bitwą, nie mógł znieść, że część zasług odebrał mu "generał Mróz". W bitwie o Moskwę III Rzesza straciła ok. 400 tys. ludzi. Niemiecki pilot Richard Wernicke stwierdził: "Po Moskwie nie została nam żadna nadzieja"
CZYTAJ TEŻ: Powstanie listopadowe - krwawa noc i bratobójcza masakra SUPER HISTORIA
Radziecki generał Żukow dowodzący bitwą o Moskwę nie mógł znieść, że część zasług odebrał mu "generał Mróz". Natarcie ruszyło 30 września 1941 r. Wkrótce jesienna słota uwięziła Niemców w błocie. Potem zaatakowała ich zima, najmroźniejsza od 140 lat.
Mimo dwumiesięcznego opóźnienia operacji Hitler był zdania, że zdąży zakończyć rok 1941 wielkim triumfem - zdobyciem Moskwy. Setki jego czołgów pokonywało ponad 300 km dziennie. Rosjanie zaatakowali z czołgów schowanych w atrapach wiejskich chałup. Strzelali do pierwszego i ostatniego pojazdu kolumny, potem do unieruchomionej reszty. W ten sposób kilku celnych strzelców powstrzymało pochód. Ale niemieckie natarcie w kierunku Wiaźmy posuwało się szybko. Początek października pod Wiaźmą i Briańskiem należał do Niemców. Okrążyli półtora miliona czerwonoarmistów. Atakowali ich pikującymi bombowcami Ju-87 "Stuka". Ocaleni z bombardowania popadali w obłęd.
Marsz "Rzeszy" na Moskwę
Hitler w euforii ogłosił "szybki kres wroga na wschodzie". Kilka dywizji, w tym elitarna "Das Reich", ruszyło na Moskwę. Od celu dzieliło je 200 km. Wydawało się, że desperacja Rosjan, broniących mostów butelkami z benzyną, na nic się nie zda. Ostatniej przeszkody, Linii Możajskiej leżącej 120 km od miasta, bronili nastoletni kadeci. W pobliżu Borodino Niemcy starli się z dywizją ściągniętą z Dalekiego Wschodu. Mimo ogromnych strat Wehrmacht parł naprzód. 13 października padła Kaługa, trzy dni później Borowsk. Stalin w panice słał po Żukowa, a ten meldował, że nie ma czym i kim łatać wyrw w obronie. Nad Protwą i Narą Rosjanie bronili się tak zaciekle, że jeden z niemieckich oficerów zanotował: "Wejście do Moskwy to będzie koszmar, nie przywilej". 24 niemieckie dywizje zostały zmuszone do odwrotu. Podczas obrony stolicy, ginęło 130 tys. Rosjan tygodniowo.
Deszcze niespokojne
Jedynymi Niemcami, którzy dotarli do celu, byli piloci bombowców zestrzelonych nad Moskwą. Majaczące z oddali wieżyce Kremla zobaczyli jedynie zwiadowcy. Dlaczego, skoro droga do Moskwy była otwarta? Otwarta, ale nieprzejezdna. Rosyjskie drogi nie były umocnione betonem. Nietrącone nogą Rzymianina, który zwykł utwardzać to, po czym maszerował, nietknięte myślą techniczną, jesienią zamieniały się w pułapki. Niemieckie pojazdy grzęzły w błocie, mundury przemakały do suchej nitki.
Hitler, nierozumiejący sytuacji, otrzymywał meldunki o tym, że ofensywa posunęła się o 15, 10 metrów dziennie - i dostawał szału. Rosjanie rozstrzeliwali swoich dowódców za odwroty bez pozwolenia, w myśl hasła "ani kroku w tył!". W tym czasie Niemcy, bez stosownego hasła, nie robili "ani kroku w przód". Ofensywa utknęła. 7 listopada, jak co roku, w Moskwie odbyła się defilada wojskowa w rocznicę rewolucji. Żołnierze wprost z placu Czerwonego pojechali na front. Bo kiedy mróz utwardził drogi, Niemcy wznowili atak.
W tył zwrot i w nogi
Żołnierze Wehrmachtu szybko przestali się cieszyć brakiem błota. Nie przywykli do 30-stopniowych mrozów. Grzali się, podpalając benzynę, a potem nie mieli czym zatankować pojazdów. Nikt ich nie szkolił, jak przetrwać w pustej lodówce. Brakowało prowiantu, odmarzali sobie stopy, dłonie, twarze. Przywykli do głodu i chłodu czerwonoarmiści tracili ducha wolniej. Nawet jednoczesne uderzenie dwóch grup pancernych nie przerwało ich obrony, a 29 listopada zyskali przewagę i ruszyli do kontrofensywy. Wehrmacht zarządził odwrót już po sześciu dniach mimo zakazów płynących z Berlina. Żołnierze Hitlera porzucali broń, czołgi, samochody, unieruchomione na mrozie.
Armia niemiecka, mimo przejściowych sukcesów, została odsunięta od Moskwy na ponad 100 km. W bitwie straciła 400 tys. ludzi, 1300 czołgów i 2500 dział. Feldmarszałek Keitel zapytany na procesie norymberskim o to, kiedy zwątpił w wynik wojny, odpowiedział: "Pod Moskwą". Niemiecki pilot Richard Wernicke, uczestnik bitwy, stwierdził: "Po Moskwie nie została nam żadna nadzieja".