Zanim mój syn przyprowadził do domu dziewczynę, opowiadał jaka to ona nie jest zapracowana, jakich sukcesów nie odniosła, no i coś tam, że do kolejnych się przymierza. Mnie jako przyszłą teściową średnio to interesowało. Synek radził sobie finansowo bardzo dobrze, więc najważniejsze było, żeby dziewczyna dobra na niego trafiła. Zaradna i chcąca szybko założyć rodzinę. Synek już przed trzydziestką, dlatego nie było na co czekać.
Po wielu próbach umówienia spotkania swojej matki z nową dziewczyną, mężczyźnie w końcu udało się zaaranżować wspólny obiad w domu rodzinnym.
Jak przyszła do nas do domu, nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. No i moje przeczucia okazały się jak zawsze trafne. Cały czas rozmowa krążyła wokół jej kariery. Już ciężko było mi tego słuchać, więc przenosiłam tor na ważniejsze sprawy, związane z planowaniem rodziny. Okazało się, że ona planuje ich wspólną przyszłość na kredycie i w jakimś małym mieszkaniu w mieście! Ale to nie wszystko. Powiedziała, że ma jednego psa, z moim syneczkiem wezmą drugiego ze schroniska i to jej wystarcza. Odpowiedziała tak na moje pytanie o dzieci, więc po prostu się załamałam. Co za kobieta!
Syn czytelniczki próbował załagodzić spór pomiędzy kobietami i ich światopoglądowe różnice. Jednak na marne.
Nic potem nie mówiła o ślubie, tylko o tych psach i jakiejś firmie. Po co jej to?! Przecież mój syn świetnie zarabia. Zamiast o dzieciach i mężu, to jej się kariery zachciało…