- Kampania dobiega końca. Czy pani zdaniem odniosła wielki sukces, umiarkowany, była elektryzująca ?
- Ja bym powiedziała, że kampania Angeliny Jolie była elektryzująca! Nasza była bardziej skromna Może nie zelektryzowała, ale dotarła do wielu kobiet w Polsce. I jeśli dzięki kampanii choć kilkaset pań więcej zacznie regularnie się badać, to będzie to ich i nasz wielki sukces.
- Co najbardziej w tej kampanii panią cieszy? Co udało się zdziałać, z czego pani jest dumna?
- Z tego, że jest to kampania pozytywna, która nie straszy. Że oswaja kobiety z trudnym tematem raka, choroby. Że zaczynają o tym rozmawiać, jak rozmawiają o dbaniu, o pielęgnacji ciała. Kiedyś, gdy zostawiałam ulotki np. w gabinetach kosmetycznych, słyszałam dezaprobatę w głosie: "No jak pani musi, to niech zostawi". Teraz kobiety zabierają ze sobą ulotki do domu.
- Czego nie udało się zrobić, co panią zasmuca?
- Zwiększa się liczba kobiet, które zgłaszają się na bezpłatne badania. Ostatnie badania mówią, że teraz oscyluje to w okolicach 50 proc. To niewiele, lecz liczba rośnie. Jeśli po kampanii ten procent wzrośnie, to jest sukces!