31 maja, sobota. Wybiła godzina 8. Drzwi Lidla w Latchorzewie pod Warszawą otworzyły się... i wtedy się zaczęło! Klienci szturmem wbiegli do sklepu, kierując się prosto w stronę półki z butami. Ludzie wyrywali sobie Crocs-y z rąk, omal nie doszło do rękoczynów.
Wśród kupujących byli już tacy, którzy godzinę wcześniej przegrali pierwszy bój o buty w sklepach sieci otwieranych o 7. W Warszawie popularne klapki znikały dosłownie w kilka minut. Nic dziwnego, chodaki marki Crocs były dostępne w cenie 75 zł za parę dla dorosłych i 65 dla dzieci. Żal było nie skorzystać! Szczególnie, że w innych sklepach identyczne buty - "na promocji" - kosztują ok. 150 zł! Dlatego kupujący nie przejmowali się ryzykiem poturbowania i uszczerbku na zdrowiu...
Myliłby się jednak ten, kto uważa, że to zwyczaje rodem z komuny. Do podobnych scen dochodzi np. regularnie w Stanach Zjednoczonych, podczas promocji na tzw. Black Friday. Ceny spadają wówczas o nawet 70-80 proc., ludzie więc zabijają się o telewizory, czy tablety... I to dosłownie. Kilka lat temu w jednym z hipermarketów pod Nowym Jorkiem zatratowano ochroniarza.
Zobacz: Marta Kaczyńska ostro o premierze Tusku!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail