Małgorzata Braunek zmarła w poniedziałek, a jej najbliżsi przechodzą prawdziwy dramat. - Są w rozsypce. Trochę ich ta sprawa zaskoczyła i przerosła - mówią znajomi rodziny.
Czas płynie nieubłaganie i najbliżsi muszą się w końcu zdecydować, kiedy i gdzie zostanie pochowana aktorka. A z tym, okazuje się, mają duży problem. - Rodzina jeszcze nie podjęła decyzji co do daty i formy pogrzebu - mówi Tomasz Jeżowski ze związku wyznaniowego Kanzeon.
Zobacz: Małgorzata Braunek pomoże chorym na raka. Ona nie żyje, ale po śmierci pomoże innym
Jedno wydaje się pewne, Braunek zostanie spopielona. Prochy trafią na ołtarz w sali świątynnej, która znajduje się przy domu aktorki. To tam odbywa się praktyka buddyjska ich związku wyznaniowego Kanzeon. Przez 40 dni przed ołtarzem, na którym stanie urna z prochami, będą śpiewane modlitwy. Wszystko wskazuje na to, że rodzina zdecydowała się na spopielarnię na Cmentarzu Komunalnym Południowym w Antoninowie. Koszt takiej kremacji to 530 zł.
Nie wiadomo też, jakie decyzje w sprawie uczestnictwa zapadną w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W końcu aktorka została odznaczona Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis".
Gdy wszyscy czekają na pogrzeb Braunek, cały świat buddyjski modli się za nią. Słynny mistrz duchowy Dennis Genpo Merzel (70 l.), który szkolił Małgosię, zaapelował, aby przez siedem dni, o godzinie 21 czasu polskiego, wyznawcy buddyzmu na całym świecie modlili się za aktorkę.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail