Lucie Brownlee dopiero po dwóch latach od tragicznej i niespodziewanej śmierci męża była w stanie opowiedzieć o tym co dokładnie się wydarzyło. Jak zdradziła na łamach brytyjskiego tabloidu „mirror.co.uk", ona i jej mąż starali się o drugie dziecko.
Ironia losu chciała, że do tragedii doszło na pogrzebie jednego z członków rodziny Lucie. Jak sama zaznaczyła starali się wykorzystywać wszystkie dni płodne jej cyklu na próby poczęcia dziecko. Tym razem poszli na piętro i zaczęli się kochać w łóżku jej matki.
Nagle jej mąż stracił przytomność. Na początku myślała, że spowodował to wzrost ciśnienia, lub problemy sercowe, z którymi zmagał się Mark. Jak sama powiedziała „wtedy nawet nie przeszło jej przez myśl, że Mark już nigdy się nie obudzi".
- Zadzwoniłam na pogotowie i rozpoczęłam reanimację. Kontynuowałam przez pół godziny, aż do przyjazdu karetki. Ratownicy próbowali go uratować przez kolejne 40 minut. Niestety nie udało się go uratować – wspomina Lucie. Jak wyznała ostatnie słowa jej męża to „wciąż nie zdjęłaś skarpetek".
Z zawodu Lucie jest pisarką. Jak sama wyznała, żal spowodowany śmiercią jej męża był tak głęboki, że przez rok nie była w stanie wydusić z siebie słowa. W kwietniu zeszłego roku Lucie zaczęła znowu pisać. Była to opowieść o jej uczuciach po śmierci Marka. – gdy już zaczęłam pisać... to było wspaniałe, każdego dnia czułam się jakbym spędzała go z Markiem. Był tak pozytywną osobą, ciepłą i kochającą. Był jedyny w swoim rodzaju, łącznie z tym jak umarł.
Książka napisana przez Lucie nosi tytuł „Me After You" (ang. Ja po Tobie).