Kotlety, które nie są zrobione z mięsa, a zostały „wyhodowane” w probówkach zadebiutowały na świecie w 2013 roku. Stworzył je prof. Mark Post, a wykorzystał do tego komórki macierzyste pochodzące z odpadów z rzeźni. Do komórek dodano wartości odżywcze, które znajdują się w prawdziwym mięsie. Wszystko razem trafiło do specjalnych pojemników z rozpuszczonymi cukrami. Sztuczne mięso nie jest tanie, jego wartość oszacowano na ponad 1 milion dolarów! Od momentu stworzenia pierwszego mięsa in-vitro minęło nieco czasu, a jak zapewnia twórca wynalazku przyszłości mięso jest cały czas ulepszane, by dorównać prawdziwemu, naturalnemu mięsu. A jak jest ze smakiem? Pierwszego na świecie sztucznego mięsa kosztował Hannin Rutzler. Jego zdaniem mięso z probówki nie jest gorsze od zwykłego i jest smaczne. Ma zaś zaletę, której nie posiada normalne mięso, czyli wydajność. Z jednej komórki macierzystej pobranej z odpadków można „wyhodować” 10 tysięcy kilogramów wołowiny!A skoro nie mięso in-vitro nie różni się od normalnego, to można zadać pytanie po co zostało ono stworzone? Jak podkreśla twórca prof. Mark Post, w 2030 roku na świcie może zabraknąć mięsa, a przecież zawarte w nim składniki są niezbędne dla życia i rozwoju człowieka: „Producenci wołowiny już teraz wiedzą, że zbliża się kryzys przemysłu żywieniowego” twierdzi prof. Post.
Naukowiec dodał też, że jeśli mięso z probówki trafi z laboratorium do ludzi, to najpierw będzie towarem luksusowym, dostępnym dla nielicznych. Dopiero później się to zmieni: „Wkrótce technologia będzie mocniej rozwinięta i problem wysokich kosztów sam zniknie”. Kiedy więc będziemy mogli zjeść kotlety z mięsa in-vitro? Za jakieś 10 lat, gdy koszty nieco się zmniejszą.