- Wymyślił pan Tolka, trójkołowy rower dla niepełnosprawnych. Dlaczego tak nazwał pan swój rower?
- Początkowo nie wiedziałam, jaką nazwę mu nadać, wypisałem chyba ze 30 różnych, ale nie mogłem się zdecydować. Do czasu, kiedy wraz ze swoim pojazdem zostałem zaproszony do telewizyjnego programu "Rower Błażeja". Pomyślałem wtedy - jest Błażej, dlaczego nie miałby być Tolek.
- Produkuje pan swoje rowery już od ponad 15 lat. Jak wpadł pan na ten pomysł?
- Wiele lat pracowałem za granicą - w Austrii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Przez 26 lat zarabiałem w Danii, dostaję duńską emeryturę. Na tamtejszych ulicach, w odróżnieniu od polskich, widziałem wielu niepełnosprawnych. Tymczasem u nas tacy ludzie siedzą w domach, bo nie mają odpowiedniego sprzętu, żeby swobodnie się przemieszczać. Kiedyś w Danii zobaczyłem niepełnosprawną dziewczynę, która ledwo chodziła, a trójkołowym rowerem poruszała się bez trudu. I wtedy mnie olśniło. Przecież w Polsce może też tak być! Nasz rynek produktów dla niepełnosprawnych jest dość słabo rozwinięty, a w dodatku na sprzęt rehabilitacyjny z prawdziwego zdarzenia wielu osób po prostu nie stać. Trzeba to zmienić. Po powrocie do kraju zacząłem więc opracowywać prototyp własnego trójkołowego roweru przeznaczonego dla osób mających trudności z poruszaniem się.
- Jak długo trwały prace nad pańskim wynalazkiem?
- Prace nad skonstruowaniem Tolka zajęły mi ponad rok. Jestem mechanikiem, ale musiałem stworzyć kilkanaście próbnych modeli, zanim udało mi się opracować odpowiedni prototyp. Rower musiał być lekki, ale jednocześnie stabilny, zastosowałem wiele rozwiązań technicznych ułatwiających jazdę niepełnosprawnym - np. możliwość pokonywania wysokich krawężników, z czym nie radzą sobie wózki inwalidzkie.
- Czy w Polsce trudno jest być wynalazcą?
- Opatentowanie wynalazku to droga przez mękę. Urząd patentowy wymaga dostarczenia wielu papierów, a uzyskanie patentu może trwać nawet 2-3 lata. W dodatku sporo to kosztuje. Za patent musiałem zapłacić kilka tysięcy. Potrzebna jest też cierpliwość (choć tego akurat mi nie brakuje), bo od opracowania prototypu do wdrożenia do produkcji i wejścia na rynek długa i trudna droga. Na szczęście jestem życiowym optymistą, a sił i chęci dodają mi telefony i listy z podziękowaniami od zadowolonych użytkowników mojego wynalazku. Wtedy wiem, że to, co robię, ma sens.
- Ile czasu zajęło panu rozkręcenie biznesu?
- Ja go cały czas rozkręcam. Nigdy nie odkładałem do skarpety, wszystko co zarobię, od razu inwestuję. Żeby ruszyć z interesem, wziąłem kredyt w duńskim banku, ale początki były naprawdę skromne. Produkcja odbywała się w niewielkim pomieszczeniu na strychu w moim rodzinnym domu, potem została przeniesiona do magazynu zbożowego po dawnym młynie, który zaadaptowałem do swoich potrzeb. Chciałbym jednak wybudować halę z prawdziwego zdarzenia, ale bardzo trudno dostać dofinansowanie. Nie jest łatwo w Polsce rozkręcić biznes. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z Tolkiem, musiałem z emerytury dokładać do tego interesu. Ostatnio ledwo dostałem kredyt na malarnię, ale nie poddaje się i cały czas staram się rozwijać firmę. Choć nie ukrywam, że nie opuszcza mnie obawa, że któregoś dnia zjawi się jakiś urzędnik, np. ze skarbówki, i zniszczy cały mój dorobek.
- Pamięta pan do kogo trafił pierwszy skonstruowany przez pana trójkołowiec?
- Pierwszy rower podarowałem niepełnosprawnej dziewczynce z Wielkopolski. Jej matkę i zdrową siostrę bliźniaczkę spotkałem podczas podróży z Włocławka do Wrocławia. Kobieta bardzo się żaliła na swój los. Opowiadała o chorej córce, którą akurat odwoziła do szkoły. Postanowiłem jej pomóc i sprezentowałem dziewczynce rower, najpierw stacjonarny, a potem trójkołowiec. Natomiast pierwszy sprzedany egzemplarz powędrował do dziewczynki z Torunia cierpiącej na zanik mięśni. Skonstruowałem także rower, który umożliwiał jazdę w pozycji leżącej, kiedy zgłosili się do mnie rodzice niechodzącego chłopca, ale na ten model nie było większego zapotrzebowania.
- W jakich sytuacjach najbardziej przydaje się Tolek? Jakie są najważniejsze zalety tego roweru?
- Trójkołowiec jest nie tylko wygodnym środkiem do poruszania się dla osób niepełnosprawnych, ale też z powodzeniem może być wykorzystywany w rehabilitacji jako urządzenie do ćwiczeń (po zastosowaniu specjalnej przystawki). Może być z napędem tradycyjnym i elektrycznym. Przeznaczony jest głównie dla osób z niepełnosprawnością, osób starszych i mniej sprawnych ruchowo, z zachwianiem równowagi. Może być używany przez osoby z różnymi schorzeniami układu ruchu związanymi z takimi chorobami, jak stwardnienie rozsiane, choroby zwyrodnieniowe czy reumatyzm. Pomaga przy zaniku mięśni czy niedowładach po udarach.
- Tolek został zarejestrowany jako wyrób medyczny. Nie wszystkich stać na zakup takiego roweru. Czy osoby niepełnosprawne mogą liczyć na jakieś dofinansowanie?
- Osoby zainteresowane muszą się starać o refundację sprzętu we własnym zakresie, trzeba udać się do centrum pomocy rodzinie, spisać umowę o dofinansowanie, a kopie przesłać do mojej firmy. O wysokości dopłaty decyduje instytucja dofinansowująca.
- Pana firma stale się rozwija. Jak duże jest zainteresowanie produkowanymi przez pana rowerami? Ilu pracowników pan zatrudnia?
-Zgłaszają się do mnie klienci z całej Polski. Sprzedaję do tysiąca rowerów w ciągu roku, a w firmie pracuje obecnie kilkanaście osób. Cały czas zmieniam i udoskonalam swój wynalazek, żeby lepiej dostosować go do potrzeb klientów. Najpierw produkowałem tylko rowery z kołami 20-calowymi, potem pojawiały się 24-calowe i rowery dla dzieci, a w końcu również specjalne tandemy dla niewidomych. Obecnie pracuję nad rowerem z silnikiem elektrycznym.
- Pana firma może pochwalić się wieloma wyróżnieniami i nagrodami. Które ceni pan najbardziej?
- W 1999 roku po raz pierwszy wybrałem się z Tolkiem na targi rowerowe w Katowicach. Nie miałem pieniędzy na opłacenie stoiska, więc wystawiłem rower na zewnątrz. Akurat przechodził Ryszard Szurkowski i bardzo mu się spodobał mój trójkołowiec. Powiedziałem mu, że chciałbym robić takie rowery. Dostałem wyróżnienie, być może za sprawą Szurkowskiego, który był w jury. Bardzo sobie cenię nagrodę za zajęcie III miejsca w kategorii najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstw w plebiscycie "Złota Setka Pomorza i Kujaw".
- Mówi pan, że za parę lat chciałby już odpocząć, spełnić marzenie o dalekiej podróży. Może pan liczyć na następców?
- Mam trzech synów, ale bardziej liczę na wnuka, który już pracuje w firmie i zanim ją ewentualnie przejmie, musi poznać od podszewki.