W trakcie tego jednego z największych zrywów narodowych zginęło ponad 30 tys. powstańców. Zdarzało się, że w okropnych męczarniach. Kozacy, dopadłszy oddział, nad którym mieli przewagę, dokonywali jatki. Mieli okrutny zwyczaj obcinania kończyn, aby ofiara konała godzinami.
Wielu powstańców bronią sieczną posługiwało się z entuzjazmem, ale bez wprawy. Podczas jednej z potyczek dowódca "partii", czyli oddziału powstańczego, zauważył, że młody chłopak tnie szablą na oślep, zalewając się łzami. Nieletni powstaniec żalił się potem, że jego dziadek zapewniał: "raz siekniesz Moskala przez łeb i padnie", a tymczasem "siekał, siekał, a ten nic".
Powstańcom nie pomagały też wewnętrzne spory. Stronnictwo czerwonych, czyli radykałów dążących do wprowadzenia reform społecznych, ścierało się z białymi, czyli liberałami i ziemiaństwem. Dochodziło do tego, że wrogie obozy wykradały sobie powstańczą pieczęć, symbol Rządu Narodowego, a sztyletnicy, wspierający czerwonych, mordowali białych.
Powstanie styczniowe obrosło mitami poświęcenia dla ojczyzny i bohaterskiej walki. Jednak bilans buntu przeciw Imperium Rosyjskiemu jest smutny. Zginęło ponad 30 tys. powstańców, blisko 40 tys. poszło na Sybir.
To był jeden z ważniejszych zrywów narodowych. Powstanie styczniowe trwało ponad rok (wybuchło 22 stycznia 1863 roku, skończyło się jesienią 1864 roku).
Pieniądze, pieniądze, pieniądze
Jeden z polskich idoli, Napoleon Bonaparte, twierdził, że do wygrania bitwy potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Powstańcy chcieli stosować się do tej maksymy. 8 sierpnia 1863 roku zasadzili się pod wodzą generała Michała Heydenreicha na konwój przewożący carskie ruble do Lublina. To była jedna z najlepiej przygotowanych akcji powstańczych. W walce pod Żarzynem zginęło 181 Rosjan i tylko 10 Polaków. Zdobyto 200 tys. rubli w złocie. Czy właściwie je spożytkowano, to już inna sprawa. 60 tys. celowo ukryto w bagnie, by potem nie móc ich odnaleźć. Reszta łupu miała iść na zakup broni. To jednak mogło skończyć się różnie. W trakcie powstania chodziły bowiem słuchy, że wielkie fundusze z narodowych składek przepadają. Jednemu z zaufanych handlowców dostarczenie 180 sztuk sztucerów zajęło 8 miesięcy spędzonych w dobrobycie w Wiedniu. Ów kupiec wydał 150 tys. złotych, za które można było kupić broń dla kilku tysięcy powstańców. Innym razem nastawiony patriotycznie wysłannik spiskowców dał się oszukać handlarzowi na 185 tys. złotych. Pieniądze zostały przekazane, ale broni powstańcy nie zobaczyli.
Brona nas obroni
Powstanie styczniowe to ponad 1,2 tys. potyczek, zwykle przegranych. Zanim z zagranicy zaczęto sprowadzać dla powstańców karabiny, walczono narzędziami rolniczymi. "Panowie szlachta" władali chłopską bronią. Popularna była np. tyczka do grochu zwieńczona zębem brony.Najskuteczniej władali białą bronią skrytobójcy na usługach narodowej policji, tzw. sztyletnicy. Cisi terroryści byli zdolni zabić każdego, w każdej sytuacji, w kilka sekund. Sztylet, a nawet zwykły kozik wbijali prosto w serce. Dla osiągnięcia mistrzostwa ćwiczyli na krawieckich manekinach. Ich ofiarą w każdej chwili mogli paść zdrajcy, szpicle, kolaboranci i przedstawiciele władzy rosyjskiej. Sztyletnicy spaleni w akcjach, trafiali do oddziałów leśnych. Przyzwyczajeni do pracy, bez okrzyków "na bój Polacy, na święty bój!" w lesie czuli się fatalnie. W dodatku dotykały ich szykany ze strony innych partyzantów, według których zawód kata, nawet na służbie tajnego państwa polskiego, był zawodem hańbiącym.
Zobacz też: Bitwa pod Saratogą - początek wielkiej Ameryki
Umykając przed wrogiem
To, że powstanie nie upadło wcześniej, to również "zasługa" Rosjan. Fakt, że przez blisko półtora roku Rząd Narodowy nie wpadł, jest niebywały. Tym bardziej że na posiedzenia obradujący brali ze sobą dosłownie wszystko - teczki, akta i skrzynie z tajnymi papierami. Jan Karłowicz, kierujący policją narodową, przez wiele miesięcy grał służbom rosyjskim na nosie. Zatrzymany przez carską policję z powstańczymi dokumentami w kieszeni udawał obywatela prowincji. Po drodze do cyrkułu dał się okraść kieszonkowcowi i dzięki temu ważne dokumenty nie wpadły w ręce Rosjan.
Zobacz też: Cud nad Wisłą: Ta bitwa ocaliła całą Europę