Jeśli ty nie nagrywasz swojego szefa, to na pewno on nagrywa ciebie. W zakładach pracy - jak pisze "Rzeczpospolita" - wzajemne śledzenie staje się coraz bardziej powszechne. Dlaczego? Bo nagrania z telefonu, dyktafonu, ukrytych kamer czy monitoringu mogą być skuteczną bronią w walce pomiędzy pracodawcą a pracownikiem.
W sprawach o mobbing czy molestowanie seksualne nagrania często są jedynym dowodem, szczególnie gdy koledzy z pracy nie chcą zeznawać w obawie o własne posady. Co ciekawe, zdarza się, że szef nawet nie chce wnikać, czy takie "taśmy" rzeczywiście istnieją.
- Słyszałem o sytuacji, w której pracownik, chcąc uzyskać korzystne warunki odejścia z firmy, powoływał się w sądzie na nagranie jakichś rozmów z przełożonym. Nie wiadomo, czy takie nagranie rzeczywiście istniało, ale pracodawca zmiękł i zgodził się na ustępstwa - mówi "Rz" radca prawny Grzegorz Orłowski.
Ale z nagrań korzystają też pracodawcy, zwłaszcza gdy mają wątpliwości co do uczciwości pracownika. "Rz" przypomina przypadek pracownika, który domagał się od firmy zapłaty za pracę w dni wolne. Nagrania z monitoringu wykazały, że wcale do firmy nie przychodził.
Jest tylko jeden problem: nagrywanie i podglądanie są nielegalne. Ale to zainetersowanych zupełnie nie odstrasza.