Na początku żonie się nie podobało, ale się przyzwyczaiła - mówi pan Jacek. - Sąsiedzi też. Wiedzieli, że lubię wybryki. Czasem tylko ktoś pyta, czy nie zimno, nie podwiewa? Ale rzadko dokuczają. Czasem, gdy kumple trochę wypiją, przyznają, że też by chcieli włożyć spódnicę, ale boją się, co ludzie powiedzą - opowiada.
Jego przygoda z kiltami zaczęła się 5 lat temu. Córka przywiozła taki prezent z Anglii. Był za duży, ale pan Jacek znalazł krawcową, która zrobiła odpowiednie poprawki. - To naturalny strój dla mężczyzny - przekonuje pan Jacek. - Jądra wymagają 34 stopni, a w spodniach jest im za gorąco i nie działają sprawnie.
- Noszenie kiltu to dla mnie też protest polityczny. Zawsze byłem niezależny, działałem w Solidarności. Tak mam do dziś - protestuję przeciwko niesprawiedliwej władzy i jej oszustwom, chcę być sobą i chodzę w spódnicy, bo tak mi się podoba! - mówi ze swadą Wielkopolanin.