Cud czy zwyczajne ludzkie niedopatrzenie? Wiadomo jedynie, że Janina Kołkiewicz cała i zdrowa jest teraz w domu swoich kuzynów, którzy się nią opiekują. Mimo podeszłego wieku i zaawansowanej miażdżycy jest w dobrej formie. - Naszej babci dopisuje apetyt, sama dba o siebie, śpiewa religijne pieśni - opowiada Bogumiła Kołkiewicz (54 l.).
Ale rankiem 6 listopada wydawało się, że wszystko się skończyło. Pani Janina leżała w łóżku w swoim pokoju. Nie dawała oznak życia. - Miała zaciśnięte usta, zimne nogi, nie oddychała - opisuje pani Bogumiła.
Bolesną prawdę potwierdziła lekarka z miejscowego ośrodka zdrowia. Wypisała akt zgonu. O godz. 12 pojawili się pracownicy firmy pogrzebowej z Ostrowa Lubelskiego. Odwieźli ciało babci Janiny do chłodni jednej z firm pogrzebowych w Lubartowie. Zaczęły się przygotowania do pogrzebu - ustalony został termin (na sobotę 8 listopada), wydrukowano klepsydry, omówiono szczegóły z księdzem.
Jednak o północy do drzwi domu Kołkiewiczów ktoś zapukał. Pani Bogumile nogi ugięły się, gdy otworzyła. - Zobaczyłam babcię otuloną w koc. Była przeraźliwie zziębnięta, do rana rozgrzewaliśmy ją termoforem i gorącą herbatą - wspomina kobieta. - Było mi zimno, leżałam w worku, ruszałam nogami i rękami, jęczałam. Wtedy ktoś mi pomógł, dał koc i odwiózł do domu - opisuje babcia Janina moment swego przeraźliwego przebudzenia. Staruszka wróciła z zaświatów i czuje się dobrze. - Najważniejsze, że jest z nami - mówią z ulgą jej bliscy.
Mimo wszystko policjanci chcą sprawdzić, kto dopuścił się tak potwornego niedopatrzenia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail