Po lipcowych i sierpniowych ulewach żądne naszej krwi owady atakują ze zdwojoną siłą. Choć mają zaledwie kilka milimetrów długości, są bardzo uciążliwe. - Dosłownie nas pożerają - żali się Joanna Rosłon (29 l.).
Skąd w tym roku taka masa skrzydlatych krwiopijców? - W ciągu czterech tygodni z jednej komarzycy rodzi się aż 2500 nowych! - wyjaśnia prof. Zbigniew T. Dąbrowski, entomolog z warszawskiej SGGW. - Ich rozmnażaniu sprzyja ocieplenie klimatu i nieustające deszcze.
Jednak urzędnicy nie zamierzają przeprowadzać akcji oprysków. - Bardzo byśmy chcieli przeprowadzić opryski, ale niestety brak nam na to funduszy - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka Woli.
Dzielnice nie mają pieniędzy na opryski
Nawet najbardziej zalesione dzielnice nie wypowiedzą wojny komarom. - Nie planujemy oprysków, bo w ubiegłym roku niewiele one dały - tłumaczy Michał Łukasik, rzecznik Bemowa. Ciekawe rozwiązanie proponuje jednak Wilanów. - Myślimy o tym, by w przyszłym roku zbudować wieże dla jerzyków, które żywią się komarami - mówi Marta Zawiła, rzeczniczka dzielnicy.
Wszystko wskazuje więc na to, że tego lata mieszkańcy będą się musieli sami jakoś przed nimi bronić. A jak to zrobić? - Najlepszym sposobem na komary są powszechnie dostępne preparaty do smarowania ciała oraz świece dymne - radzi prof. Dąbrowski.