Horror zaczął się w piątek. Przez cały dzień pani Stanisława była tak osłabiona, że ledwo mogła się ruszać. Nagle w oczach jej pociemniało i runęła na ziemię bez ducha. Jej przerażony mąż Marian (76 l.) próbował ocucić żonę. Kiedy jednak nic to nie dało, wezwał pogotowie.
Modlił się w duchu, aby okazało się, że żona zwyczajnie zasłabła i nic jej nie będzie. Jednak lekarka ze szpitala w Zwoleniu nie miała dla niego dobrych wieści. - Pańska żona nie żyje - oceniła i wypisała akt zgonu.
Zdruzgotany mężczyzna natychmiast wezwał córki, Krystynę (45 l.) i Mariannę (48 l.). Obie rzuciły wszystko i pomogły pogrążonemu w żałobie ojcu we wszelkich formalnościach pogrzebowych. - Trzeba było załatwić firmę pogrzebową, trumnę i iść do księdza. Nawet kupiliśmy eleganckie ubranie, żeby mamę pochować - opowiada przez łzy pani Marianna.
W tym czasie jej mamę zabrała do kostnicy firma pogrzebowa. Jej szef - Adam Galbarczyk (38 l.) - do końca życia będzie pamiętał, co się wtedy wydarzyło. Był pewien, że w czarnym worku jest martwe ciało. Mało nie dostał zawału serca, kiedy zobaczył, że... worek się rusza!
- Kiedy rozsunąłem zamek, zobaczyłem, że brzuch kobiety podnosi się i opada. Przez kilka dobrych chwil staliśmy jak wryci, patrząc po sobie i nie mogąc w to uwierzyć - z wypiekami na twarzy opowiada pan Adam. Męż-czyzna natychmiast zawiadomił lekarzy. Wycieńczona i niemal zaduszona na śmierć kobieta trafiła do szpitala, gdzie teraz powoli do siebie dochodzi.
- Gdy się dowiedziałam o tym, że moja mama żyje, byłam pewna, że ktoś zrobił sobie makabryczny żart. Dopiero po kilku godzinach dotarło do mnie, że to prawda - mówi pani Marianna.
Zszokowana rodzina nie wie, co ma teraz zrobić. - Teraz czeka nas odkręcanie tego wszystkiego, bo przecież formalnie moja żona nie żyje - u pana Mariana radość miesza się z szokiem i wściekłością.
Wiele wskazuje na to, że doszło do koszmarnej pomyłki lekarskiej. - Ocena czynności życiowych, zwłaszcza jeśli są na bardzo nikłym poziomie, jest często niemożliwa bez odpowiedniego sprzętu, dlatego mogą zdarzać się pomyłki - wyjaśnił nam doświadczony kardiolog dr Stefan Karczmarewicz (40 l.).