Można powiedzieć jeden zero dla Bo. Szczeniak prezydenta Baracka Obamy wyraźnie znudził sie sławą i rozprawił sie z wścibską prasą. Na razie obyło sie bez krwi - jego ofiarą padł jedynie mikrofon, ale dziennikarze juz orzekli, że jedno w Białym Domu się nie zmieniło. Na czworonogi trzeba uważać!
Skąd takie wnioski? Ponieważ starcia prasy z prezydenckimi psami mają już swoją historie.
Prawdziwym "psem na żądnych sensacji reporterów" był szkocki terier Georga W. Busha. Barney - bo tak ma na imię - ma na koncie poszarpaną nogawkę od spodni jednego z operatorów i but reporterki, która nieczujnie zbyt śmiało zbliżyła się do jego pana.
Swojego czasu nie popisał sie również labrador państwa Clintonów. Ten jednak stronił od przemocy, a rachunki z mediami wyrównał plądrując podczas jednej z konferencji prasowych stół z przekąskami.
Teraz do tego "zaszczytnego" grona dołączył bialo-czarny wodołaz Obamów, który znudzony ciągłym głaskaniem złapał zębami mikrofon i już go nie puścił...
Psia afera w Białym Domu
2009-06-12
13:50
Amerykańscy dziennikarze nie mają łatwej pracy. Przynajmniej ci, którzy nadają relacje z Białego Domu. Prezydenckie czworonogi nigdy nie przepadały za blaskiem fleszy i nowy pupil Obamów nie jest w tym temacie wyjątkiem - potrafi pokazać zęby.